Menu
Dzisiaj jest: 24 Kwiecień 2024    |    Imieniny obchodzą: Aleks, Grzegorz, Aleksander
Admin

Admin

URL strony: http://www.brzozowiana.pl

Kair – Kapsztad w 290 dni. Monika wraca do domu…

Może  i nie jest to najpiękniejsze zdjęcie jakie sobie zrobiłam w tej podroży ale za to jest "prawie" karton”;). Prawie 10 miesięcy zajęła mi podróż z północy na południe Afryki. Przejechałam 10 krajów i kilkanaście tysięcy km.  Nie wydalam ani złotówki na noclegi, a jedyny międzymiastowy autobus na jaki kupiłam bilet to ten który przewiózł mnie przez granice z Sudanem, niestety policja mnie zmusiła.

Dwa razy próbowano mnie okraść - bez skutku, spędziłam kilka nocy w kenijskim wwiezieniu, dwa razy wybrałam się na safari - na stopa, wraz z rangersami uratowaliśmy żyrafę z sideł kłusowników, spałam pod piramidami, na pustyni w Sudanie, w Kanionie Blyderiver w RPA, na jachcie, na antresoli w barze, na farmie koni, w kościele, na polach irygacyjnych, na przystankach autobusowych, w więzieniu, na chevkpoincie, w lesie, nad morzem, w nubijskiej wiosce, w lepiance, w masajskiej chacie etc.  Zużyłam swój gaz pieprzowy w Chartum, byłam świadkiem przemytu kokainy do Arabii Saudyjskiej, spędziłam kilka tygodni z rożnymi afrykańskimi plemionami i poznałam „swoje własne plemię” Masajów. Dorobiłam się poważnych oparzeń słonecznych, zgubiłam 5 szczoteczek do zębów, bluzę, pendrive, chustkę, telefon i filtr wody; głowę i mozg pewnie też. Jadłam Ugali, Koszari, smażoną kukurydzę, kurze łapki, głowę kozy, uroja - najlepszą zupę świata ale przede wszystkim fasole z ryżem.

Piłam brudna wodę z rzeki w Etiopii (myślałam ze to brązowe to jakieś przyprawy, miejscowi twierdzili że to lokalne piwo, okazało się wodą z rzeki)  i nie miałam żadnego zatrucia pokarmowego. Pochorowałam się kilka razy na grypę, kilka razy chciałam wracać do domu. Wspięłam się na Górę Synai, przeszłam szlaki w Górach Smoczych, niechcący weszłam pieszo na safari do Parku Narodowego w Kenii przez co ścigała mnie policja. Wielokrotnie mnie oszukali ale tez wielokrotnie otrzymałam pomoc od ludzi nie oczekujących nic w zamian. Widziałam piękne plaże, krajobrazy i brudne śmierdzące miasta. Spróbowałam lokalnego alkoholu w każdym kraju. Spotkałam niesamowitych ludzi których na pewno jeszcze kiedyś zobaczę.  Pojechałam w podróż z najtańszym namiotem, śpiworem i ubraniami ze szmateksu, nawet noża ze sobą nie zabrałam, itd., itd.

W podróż pojechałam w trochę słabym stanie zdrowia, z zapaleniem wątroby i wylądowałam w szpitalu na badaniach w Kampali. Kilka razy przez to chciałam wracać do domu. I wtedy człowiek się łapie na myślach - gdzie do cholery jest mój dom?". Właśnie. Ciężkie pytanie. Najgorsza rzecz jaka zrobiłam dla swojej podroży to crowdfunding i prowadzenie bloga. Zrozumiałam po pewnym czasie ze nie mam za bardzo ochoty się dzielić moimi historiami, ludźmi czy miejscami które odwiedzam. I przez to wszystko wprowadziłam do swojej podroży ogromne limity/zasady, których teraz niesamowicie żałuję. Trochę słabo byłoby zginać skoro już tak dużo osób wie gdzie jestem i co zamierzam zrobić.

Przejechałam całą Afrykę – sama, autostopem. Na pewno chciałam cos udowodnić sobie i tym wszystkim, którzy życzyli mi gwałtu, śmierci i rabunku na czarnym lądzie. Czy cos udowodniłam? Nie wiem. W Kapsztadzie oficjalnie kończę ten etap podroży.

Okazało się ze mój kompas wcale nie jest zepsuty i pokazuje odpowiedni kierunek. Do zobaczenia na drodze. Jak zapewne cześć z was mogła zauważyć strona www bloga nie działa i nie zostanie ponownie uruchomiona.

Wypadałoby tez podziękować, jak na gali rozdania Oskarów. Tak wiec dziękuję że byliście ze mną, dziękuję mojej mamie, znajomym, osobom z „Polak potrafi”, siłom nadprzyrodzonym, mojej lewej nodze, za wytrwałość, Fundacji Zielony Słoń która uratowała moją zbiórkę na „Polak potrafi” a przede wszystkim tym, którzy w słabych chwilach byli mi w stanie powiedzieć  "Mona weź się…”, itd. …

Monika Masaj

Od redakcji – śledziliśmy na bieżąco, na tyle na ile można było, gdzie Monika jest, w jakim  kraju, regionie Afryki, itd., o czym informowaliśmy czytelników portalu. Czekamy na powrót Moniki do domu, gdzie zechcemy przeprowadzić wywiad z nią i jej mamą.

Kapsztad...

KAPSZTAD!

Dojechalam.

To jest ten moment kiedy moge sobie zapalic na balkonie z widokiem na table mountain :p

----

Za pare dni wrzuce zdjecie swojej twarzy i jakies lzawe podsumowanie podrozy co by nie było - napisała Monika na swoim bogu Zepsuty kompas".

Od redakcji: Nasze gratulacje - czekamy na to "łzawe" podsumowanie i oczekiwać będziemy powrotu do domu... Jesteś wielkaaaaa

:p

Wigilia i Boże Narodzenie

Wigilia

    Narodowe dzieje sprawiły, że Wigilia wpisała się w polską tradycję jako wieczór prawdziwego zbliżenia, wzajemnego odpuszczenia win, czas miłości, zadumy i refleksji, najbardziej uroczyste i rodzinne święto w roku. A przecież jeszcze w XVII i na początku XVIII wieku była dniem radosnym, pełnym psot, facecji i krotochwili.

    Wigilia rozpoczyna święta Bożego Narodzenia. Wieczór wigilijny jest w tradycji polskiej najbardziej uroczystym i najbardziej wzruszającym wieczorem w roku.

     Z nocą wigilijną związane są szczególnie liczne wierzenia. Jest to noc, w czasie której błąkają się duchy, a w wierzeniach ludowych to moment czarów, niesamowitych zjawisk i nadprzyrodzonych mocy, czas rządzony przez tajemniczy i nieodgadniony czas zmarłych. Wieczór to nad wyraz osobliwy: radosny i straszny zarazem, kiedy to nie ma rzeczy niemożliwych. W noc wigilijną nawet wyschła róża jerychońska otwiera swój kielich, a pod śniegiem rozkwitają cudowne kwiaty.

     Kościół katolicki w ciągu wielu wieków zwalczający pozostałości pogańskich wierzeń, był jednak niezwykle tolerancyjny wobec ludowych zwyczajów świątecznych obrzędów, do których lud był szczerze przywiązany potęgą tradycji niezliczonych pokoleń. Działając z wielką cierpliwością, nadal dawnym zwyczajom nowy sens, przyjął dawne formy i wypełnił je własną treścią.

     Dobór obrzędowych potraw i zwyczajów wigilijnych wyraźnie świadczy, że korzenie tej wieczerzy sięgają czasów prasłowiańskich. Elementy pradawnych obrzędów i zwyczajów najlepiej zachowały się na wsi, gdzie do niedawna jeszcze panowała powszechna wiara, że w dzień wigilijny zjawiają się na ziemi dusze zmarłych, które przychodzą pod postacią wędrowców lub zwierząt (szczególnie wilków) do swoich domów. Ponieważ zmarli przebywają w chatach między żywymi, nie wolno było w tym dniu tkać, prząść, rąbać, energicznie zamiatać w kierunku drzwi, a nawet siadać, nie zdmuchnąwszy uprzednio miejsca, ażeby nie wypłoszyć, nie przygnieść, nie wymieść, nie uszkodzić niewidzialnych gości – jak pisze Hanna Szymanderska w „Polskich tradycjach świątecznych”. W tym czasie nie wolno było się kłócić, płakać, a także pożyczać czegokolwiek z domu, a już szczególnie – ognia.

       Ze względu na szeroko rozpowszechnione wierzenia w ukazywanie się dusz pod postacią zwierząt i ptaków, częste było zapraszanie zwierząt na ucztę wigilijną. Nim rozpoczęto kolację, gospodarz trzymając w ręku opłatek, mówił: „Wilku, wilku chodź do grochu, jak nie przyjdziesz do grochu, abyś nie przyszedł do Nowego Roku”, albo też „Ptaszęta, wróblęta, chodźcie ku nam obiadować, a jak teraz nie przyjdziecie, to nie przychodźcie przez cały rok”. Stąd też wzięło się obrzędowe karmienie bydła i ptaków w tę noc, o czym wspaniale pisał Władysław Reymont w „Chłopach”. „…Bydłu niosą jadło z wieczerzy z opłatkiem kolorowym…”.

      Wieczerza rozpoczynała się wspólną modlitwą i do końca miała charakter uroczysty i poważny. Nikomu oprócz gospodyni nie wolno było wstawać od stołu. Jedzono poważnie, w milczeniu, zachowując uroczysty spokój. Nikt oprócz gospodarza głośno nie mówił.

      Jeszcze w XIX wieku wieczerzę wigilijną spożywano z jednej, pięknie ozdobionej glinianej misy, którą stawiano na opłatku. Jeżeli opłatek przykleił się do dna miski, wróżyło to dobry urodzaj tego, z czego przyrządzona była potrawa.

Liczba osób przy stole powinna być parzysta, natomiast według dawnych zwyczajów liczba obrzędowych potraw wigilijnych powinna być nieparzysta – 5 lub 7 u chłopów, 9 – u szlachty, a 11- 13 u arystokracji.

    Wierzono, że potrawy na wieczerzę wigilijną powinny składać się ze wszystkich płodów pola, sadu, ogrodu, lasu i wody. Według starych zwyczajów bardzo ważne było przygotowanie izby jadalnej i nakrycie stołu. Po wieczerzy gospodarz wszystkie resztki jedzenia, opłatek i chleb brał do miski i szedł do koni oraz bydła. Najpierw dawał jeść koniom – dziękując za ciężką pracę, potem cielętom „żeby się dobrze darzyły”, krowom – aby mleko dawały. Gąsiorowi, kogutowi i psu dawał gospodarz chleb z czosnkiem, aby każdy z nich był zły i aby dobrze gospodarstwa strzegł. Kurom dawano groch, aby dobrze się niosły, w sadzie gospodarz pukał siekierą w drzewa owocowe pytając: „Będziesz rodziło, czy nie?”, a domownicy w imieniu drzew przyrzekali bogaty urodzaj, ponadto powrósłami ze słomy obwiązywano drzewka „ na urodzaj” itd..

     Po Pasterce wszyscy domownicy szli do sadu i potrząsając drzewami, mówili: „ obudźcie się, bo narodził się Jezus Chrystus”.

    

                                               Boże Narodzenie

    Święto Bożego Narodzenia, zwane u nas pierwszym dniem świąt, jest czasem rodzinnych spotkań, i tak jak prawie wszystkie święta, poświęcone jest wróżbom matrymonialnym.

    Drugi dzień świąt to dzień św. Szczepana. Jeszcze na początku XX wieku niezwykle żywy był w Polsce obyczaj przyjmowania wtedy służby na następny rok. Transakcje te przeprowadzano zazwyczaj w karczmach, gdzie przy okazji odbywały się również zabawy. Stąd liczne przysłowia: „ Na święty Szczepan każdy sługa większy niż pan”, „W dzień świętego Szczepana sługa na wsi zmienia pana”, „Na święty Szczepan każdy sobie pan”, „Kto zna chłopskie obchody, ten godzi sługi na gody”.

    Na początku XX wieku symbolem świąt Bożego Narodzenia stała się jemioła. W niektórych starożytnych kulturach uchodziła ona za roślinę świętą. Najwyżej ceniona była w starożytnym Rzymie i wśród Celtów, szczególnie ta rosnąca na dębie.

     Jemioła symbolizuje zgodę, skruchę, wybaczenie, pojednanie. Powszechny zwyczaj zawieszania jemioły wywodzi się  najprawdopodobniej z Anglii, a korzenie jego tkwią w szacunku, jakim jemioła cieszyła się u Celtów. Druidzi – celtyccy kapłani – uważali jemiołę za dar nieba i podczas uroczystości noworocznych ścinali ją złotymi sierpami, zbierali w białe płachty i składali na ołtarzu bogom.

     W mitologii skandynawskiej jemioła jest symbolem niewinnego, ale wskutek czarów śmiercionośnego narzędzia, o czym przeczytać można w tomie 12 „Ludy skandynawskie Mitologie świata”.  W folklorze wielu krajów uważana jest za symbol życia, odrodzenie i odnowienie  życia rodzinnego oraz pogodzenia przeciwieństw.

     W chrześcijańskim święcie Bożego Narodzenia zachowało się wiele ze starego święta Yule, przypadającego na czas zimowego przesilenia, a będącego starożytnym rytuałem kultu Słońca. Ze świętami obchodzonymi w porze zimowej, przypadającymi na czas niedostatku pożywienia, od wieków kojarzono wiele płodów ziemi i potraw z nich przyrządzanych. Jabłka były symbolem miłości, zdrowia, pokoju, zgody i odkupienia. Śliwki odpędzały złe moce, stąd dodawanie ich do świątecznych potraw, gruszki uchodziły za lekarstwo na przedłużenie życia, miały też przyciągać pieniądze. Miód w prawie wszystkich kulturach świata ma moc magiczną. Darzony jest ogromnym szacunkiem, chroni bowiem od złego, jest symbolem wiecznej szczęśliwości, bogactwa, miłości i mądrości, zapewnia pomyślność i długie życie. A jak miód, to i pierniczki – świąteczne ciasteczka o różnych kształtach: słońca, serca, gwiazdki, dzwonka. Wreszcie ryby, które od wieków są symbolem wolności, harmonii i wyzwolenia.  W naszej religii ryba to stary chrześcijański znak tajemnicy, a jej grecka nazwa oznacza skrót „Jezus Chrystus Syn Boga Zbawiciela” i jest symbolem początku, życia, nieśmiertelności, zmartwychwstania, obfitości, płodności, a jako ucieleśnienie Chrystusa jest też symbolem pożywienia duchowego. Potrawy z ryb do dziś uznawane są za źródło siły, zdrowia i dostatku.

    Jak widać na przykładzie  obrzędowości wigilijnej i bożonarodzeniowej w tradycji ludowej przemieszanie  pradawnych zwyczajów z obrzędowością i wiarą chrześcijańską tworzy mozaikę  bardzo skomplikowaną.                                                     

                                                                                                      Halina Kościńska

O islandzkich świętach…

Islandia jak każdy wie, to kraina elfów, magii, trolli i wszystkiego co w Europie już dawno przeminęło a tu jest wciąż żywe i pielęgnowane, jako święta tradycja a co najważniejsze święta prawda. W związku ze zbliżającymi się grudniowymi świętami postanowiłem przybliżyć trochę, Wam - czytelnikom Brzozowiany, coś o islandzkim folklorze świątecznym na nadchodzący czas.

W wierzeniach Islandczyków istnieje nie jeden a aż trzynaście Mikołajów, jednak odbiegają one od europejskiego postrzegania tej osoby. Nazywają się „jólasveinarnir” i w dawnych czasach byli dziwnymi, budzącymi odrazę i strach stworzeniami niczym ich rodzice: trolle Grýla i Leppalúði. Przybywają do miasta zaczynając trzynaście dni przed Bożym Narodzeniem, kolejno jeden za drugim w kolejnych dniach. Z biegiem czasu jednak, poprzez przyjęcie chrześcijaństwa i nowych tradycji ewoluował ich wizerunek w kierunku łagodniejszym przedstawiając ich jako nieszkodliwe, złośliwe istoty, które dla zabawy czynią dowcipy gdzie tylko nadarzy się okazja. Współcześnie nie są już kradnącymi i „psotniczymi” stworzeniami, a przypominają nasze wyobrażenie o Mikołaju, czyli temu z dzieci kto był grzeczny i postępował dobrze dają dobre prezenty do ich buta położonego na parapecie a tym, które były niegrzeczne i zachowywały się nieodpowiednio wkładają do tego samego buta… Ziemniaka. ;)

Cofnijmy się jednak kilka wieków wstecz i omówmy kim są te mityczne stworzenia. Trollica Grýla jest wiedźmą i matką trzynastu „Bożonarodzeniowych chłopców” a ich ojcem jest troll Leppalúði. Są to wielkie i obrzydliwe górskie  trolle, które jak powiadają miejscowi „czasem podejmowały wędrówkę z gór w dół, by straszyć dzieci”. Żyły one w jaskini położonej gdzieś na górze nazywanej Esjan (914 m.n.p.m., właściwie jest to łańcuch górski, który zaczyna się około 10 km na północny wschód od Reykjavíku, stolicy Islandii biegnąc równolegle do niej). Grýla miała w niej wielki kocioł, do którego wkładała dzieci nie zachowujące się prawidłowo. Te zaś kradła z ludzkich osad wkładając do wielkiej sakwy, którą zawsze nosiła przy sobie, celem ugotowania i podania swojemu mężowi, gdyż troll Leppalúði będąc niezwykle brzydkim i leniwym przedstawicielem swojego gatunku całe dnie spędzał w łóżku oczekując na przyniesienie mu jedzenia i zaspokojenie jego nieskończonego głodu.

12 Grudnia,  pierwszym  z trzynastu Jólasveinarnir, który schodził z gór był Stekkjastaur, czyli drewniano nogi Postrach owiec. Nie wiadomo do końca dlaczego miał drewniane nogi, jednak naprawdę lubił owcze mleko i kradł je będąc nieznośnym  i dokuczliwym dla tych niewinnych stworzeń.

13 Grudnia schodził drugi, Giljagaur, niemyty i obskurny Wąwozowy Gamoń. On także „umiłował” sobie mleko, jednak jego celem były obory oraz żyjące w nich krowy. Ukrywał się zazwyczaj w wąwozach, skąd wziął swoją nazwę, następnie odnajdując zabudowania pozostawał blisko dojarek, które przerażał, gdyż wspinał się wysoko i czynił przerażające dźwięki oraz hałas, aby dostać upragniony cel swojej podróży.

14 Grudnia na swych małych nóżkach przybywał trzeci, Stúfur, czyli po prostu Krótki. Tak naprawdę lubiany przez dzieci-niejadki, gdyż dojadał zostawione resztki z talerzy i patelni, jednak i on będąc złośliwą kreaturą czasem lubił skraść te przedmioty. Jego niezastąpiony apetyt związany był z faktem niskiego wzrostu, przez co był przedmiotem żartów swojego rodzeństwa a chcąc być więc wielki jak jego rodzice jadł ile mógł jednak bez efektu.

15 Grudnia zjawiał się czwarty, Þvörusleikir, Lizacz Łyżeczek. Bardzo wysoki lecz bardzo chudy z tylko sobie wiadomych przyczyn lizał wszystkie chochle, łyżki a nawet małe łyżeczki, aby tylko zlizać resztki pokarmu pozostawione na nich. Zapewne jak jego mniejszy brat także i ten chciał przybrać bezskutecznie na wadze.

16 Grudnia piąty z braci pojawiał się wśród ludzkich zabudowań. To Pottaskefill , czyli Skrobiący Garnki. Włamywał się do domów by kraść lub lizać wszystkie niemyte garnki, pozostawiając je bardzo czystymi a wszystko dzięki jego niezwykle długiemu językowi.

17 Grudnia niechcianym gościem był szósty z braci, Askasleikir - Lizacz misek. Jego celem natomiast były miski, talerze oraz wszystkie przedmioty służące do podawania jedzenia. Pozostając nieuchwytny najczęściej chował się pod łóżkiem, bez wyrzutów sumienia czynił to co jego bracia.

18 Grudnia jeśli mieszkańcy słyszeli nieznośny hałas oznaczało to przybycie siódmego z nich, Hurðaskellir – Trzaskacza. Ten to był dopiero nieznośną kreaturą! Kopał i uderzał w drzwi, lub z całej siły nimi trzaskał powodując potworny huk uniemożliwiający sen mieszkańcom. Szczególnie upodobał sobie północ jako godzinę swoich rozrób.

19 Grudnia ósmy swoje wielkie i silne ciało staczał z gór Skyrgámur czyli Pożeracz Skyra (islandzki Skyr, to taki serowo-jogurtowo-podobny produkt z surowego mleka, wysoko białkowy, uważany przez Islandczyków za bardzo zdrowy. Produkcja i handel nim to taki islandzki powód do dumy, dostępny w wielu krajach, do których trafia prosto z Islandii, która jako jedyna ma patent na jego produkcje i gdzie również jest bardzo tani). Największy i najsilniejszy z braci, ukochał sobie ten tradycyjny pokarm, który kradnie pałaszując każdą jego ilość.

20 Grudnia znikały wędliny a wszystko przez dziewiątego z rodziny, zwanego Bjúgnakrækir - Złodziejem kiełbas. Bardzo dobrze wspinający się i skradający się złodziejaszek kradł i jadł wszelkie produkty mięsne, mimo że jego brzuch był wiecznie pełny on wciąż zabierał je ze sobą lub spożywał nadal.

21 Grudnia jednak wszyscy mieszkańcy zasłaniali okna firankami, gdyż powszechnie wiadomo, że to czas na dziesiątego, który zjawi się niechciany. Gluggagægir czyli Podglądacz. Jego zwyczajem było straszyć małe dzieci pojawiając się w oknach, lub podglądać ludzi w sytuacjach, kiedy by sobie tego nie życzyli. Oczywiście jak każdy z jego braci kradnący coś z jedzenia tak i ten nie mógł być inny, jego celem było (jak to mawiają dzieci) „coś słodkiego”, na przykład ciasteczka.

22 Grudnia słychać było odgłosy głośnego wąchania, niczym wprawnego tropiciela. Wszystkiemu winny jedenasty z braci - Gáttaþefur czyli Wąchacz, którego celem był Laufabrauð (tradycyjny rodzaj islandzkiego bożonarodzeniowego chleba), lecz kochający smakowite zapachy wąchał wszystko co wpadło mu „pod nos”. Ten zaś, gdy nie natrafiał na nic smakowitego robił się „mały jak ziemniak”, co przeszkadzało mu w odnalezieniu Laufabrauð. Gdy jednak trafił na upragnioną woń, nos mu rósł do potężnych rozmiarów a on rozpoczynał swój złodziejski proceder.

23 Grudnia mięso znów było zagrożone. Wszystkiemu winny dwunasty z nich Ketkrókur, zwany Mięsnym Hakiem. Nazwę swoją wziął od wielkiego haka, którym kradł wędzone mięsa, najlepiej z owcy lub barana. Te natomiast jadł tak długo i tak wiele, aż stawał się chory i przestawał móc się ruszać.

24 Grudnia pojawiał się ostatni z trzynastu braci, Kertasníkir, - Złodziej Świeczek. Kochając świece kradł je gdziekolwiek się pojawił na rozkaz swojej matki. Należałoby również nadmienić, że w dawnych czasach na Islandii świece wykonywano z łoju, co czyniło je również jadalnymi. Czy to był zatem głównym powodem obrania za cel świec?

Gdy ostatni z braci pojawił się buszować wśród ludzkich zabudowań następnego dnia odchodził pierwszy z nich i kolejno od 25 grudnia do 6 Stycznia odchodzili wszyscy dzień po dniu jak przyszli w niedostępne i ośnieżone szczyty góry Esjan do swej jaskini.

Na samym końcu wspomnieć należy jeszcze jedną istotę, która zamieszkiwała wraz z całą legendarną rodziną. Był nią Jólakötturinn, czyli Bożonarodzeniowy Kot. Niezwykle wielki, przerażający i złośliwy kot, który przyczajał się w świąteczny czas, aby zjadać tych, którzy nie dostali lub nie kupili nowych ubrań przed Wigilią Bożego Narodzenia. Wykorzystywano jego wizerunek, by pośpieszać pracowników na farmach celem zbierania wełny na nowe ubrania. Ci z nich, którzy pracowali dobrze otrzymywali od swoich panów nowe ubrania pozostając tym samym bezpieczni od strasznego potwora, natomiast osoby pracujące najgorzej zostawały bez nowego odzienia, ryzykując swój dalszy los.

Kilka luźnych historycznych przemyśleń ode mnie na koniec: Nie wiem czy Wam także, ale mi przypomina trollica Grýla postać islandzkiej lokalnej Baby Jagi. Kradzież niegrzecznych dzieci, zjadanie ich; wielka szpetna wiedźma a na dodatek z wielkim garem jak z obrazka. Być może mit o tej postaci to ta sama legenda, która ewoluowała w przeciągu lat inaczej na Skandynawii a inaczej na terenach zamieszkiwanych przez Słowian tworząc różne jej wersje, gdyż kontaktów tych dwóch nacji nie można zaprzeczyć ani historycznie ani archeologicznie. Kolejną rzeczą podobną do naszych rodzimych wierzeń jest uważana powszechnie za godzinę duchów północ, o której na Islandii zjawiał się Hurðaskellir – Trzaskacz, nie dając ludziom spać. Czy to też przypadek a może jest jakieś powiązanie między tymi dwoma wierzeniami? I na koniec Askasleikir - Lizacz misek, który chował się pod łóżkiem. Czy Wy w dzieciństwie też baliście się wyimaginowanych potworów spod łóżka, lub słyszeliście o nich od rodzeństwa? Pewne analogie między naszymi kulturami niewątpliwie występują, ciekawy jestem jednak na ile są one przypadkiem a na ile efektem nieświadomie przekazywanej tradycji pokoleniowej, lub zwyczajnie ingerencją późniejszych wieków w pewne powiązania całkowicie niezwiązane z dawnymi latami.

PS. Na koniec: ja i Grýla, gdyby ktoś zastanawiał się jak wygląda ;)

Gleðileg jól! Wesołych Świąt!

Mirek Wolak

Gmina Brzozów

  • Brzozów
  • Górki
  • Grabownica Starzeńska
  • Humniska
  • Przysietnica
  • Stara Wieś
  • Turze Pole
  • Zmiennica
  •  

Gmina Domaradz

  • Domaradz 
  • Barycz
  • Golcowa

Gmina Dydnia

  • Dydnia
  • Grabówka
  • Hroszówka
  • Jabłonka
  • Jabłonica Ruska
  • Końskie
  • Krzemienna
  • Krzywe
  • Niebocko
  • Niewistka
  • Obarzym
  • Temeszów
  • Ulucz
  • Witryłów
  • Wydrna

Gmina Haczów

  • Buków
  • Haczów
  • Jabłonica Polska
  • Jasionów
  • Malinówka
  • Trześniów
  • Wzdów

Gmina Jasienica Rosielna

  • Jasienica Rosielna
  • Blizne
  • Orzechówka
  • Wola Jasienicka
  •  

Gmina Nozdrzec

  • Nozdrzec
  • Hłudno
  • Huta Poręby
  • Izdebki
  • Siedliska
  • Wara
  • Wesoła
  • Wołodź

Gmina Dynów

  • Dynów
  • Bachórz
  • Dąbrówka Starzeńska
  • Dylągówka
  • Harta
  • Laskówka
  • Łubno
  • Pawłokoma
  • Ulanica
  • Wyręby
  •  

Powiat

  • Warto zobaczyć
  • Inne zdjęcia
  • Regionalne