Logo
Wydrukuj tę stronę

Noc świętego Jana, Sobótka, Kupała, wianki, kwiat paproci i poświęcenie wody - dawne czerwcowe obrzędy

Dziewczęcy zespół wokalny "Mansarda" na sobótkowym spotkaniu. (fot. brzozowiana) Dziewczęcy zespół wokalny "Mansarda" na sobótkowym spotkaniu. (fot. brzozowiana)

                                                 Sianokosy

      Sianokosy to wioskowy  karnawał. Praca mniej znojna od innych, czysta i przyjemna, ale jedyny zasadniczy warunek jej powodzenia to pogoda.

       „Gdy chłop trawę kosi, lada baba deszcz uprosi”.  Gorsze (bo babę można ujednać), że na łąkach rośnie ziele zwane „trawą wodną”, mające tę smutną właściwość, że ścięte przez nieuwagę – wywołuje natychmiast deszcz. Jak się  przed nim ustrzec ? Nie wiadomo.

       Kosiarze stawali rzędem. Rytmicznie, jak na paradzie klepali kosy, ujmowali w dłonie styliska i zagarniali tęgie pokosy. Szli równym krokiem. Nazajutrz, kiedy trawa przeschła, dziewczęta przewracały pokos na drugą stronę. Znów trzeba było odczekać, przewracać, aby trawa zamieniła się w suche siano. Wtedy wszyscy pospołu śpiesząc się grabili je, układali kopki, a potem z kopek przenosili na wóz i cenny ciężar jechał do stodoły lub stawiano go w brogi. Jeżeli zbiór dopisał, to takie siano było wonne do zawrotu głowy i zielone jak ruta. Lecz biada rolnikom jeśli zaczęła się słota, szczególnie gdy trawa leżała w pokosach. Siedź wtedy człowieku i płacz, albo daj na wotywę w kościele, bo tylko Bóg mógł temu zaradzić.

                                                 Czerwiec

     Młodopolscy literaci wywodzili mylnie słowo czerwiec od czerwieni jagód. W rzeczywistości, wraz z czerwienią pochodzi  ono od czerwia. Czerw, robaczek, a raczej pajączek maleńki jak kropka nad „i”, purpurowej barwy, roi się między korzeniami dębów. W tym miesiącu jest najsilniej zabarwiony. To żyjątko koralowe stanowiło niegdyś ważny przedmiot handlu, bo używano go do barwienia tkanin. Kosztowna purpura wrosła w pamięć mieszkańców puszcz polańskich tak mocno, że miesiąc otrzymał jej nazwę.

     Czerwiec…Najdłuższe dnie, najkrótsze noce, noce ciepłe i wonne, rozjaśnione błyskaniem świętojańskich robaczków, luksusowej fantazji natury. A ponadto rytmiczne kumkanie żab w strugach i stawach o zmierzchu, że o kląskaniu słowików nie wspomnę.  Miesiąc ten jest miesiącem ognia i wody. Żywiołów nieuniknionych.

                                         Wigilia św. Jana, Kupała, Sobótka

     Do dziś płoną w Polsce ognie na wzgórzach w wigilię św. Jana. Stosy drew strzelają iskrami. Niegdyś zbierała się cała gromada, obchodzono święto Kupały, święto Sobótki. Tak mało wiemy o prastarej polskiej mitologii, ze trudno określić, czy słowo Kupała było imieniem bogini płodności, jak twierdzą niektórzy uczeni, zaśpiewem, zawołaniem w rodzaju: Oj, Łado, Łado! – czy po prostu oznaczało kąpiel, której do tego dnia nie wolno było zażywać.

     Nazwa Sobótek również nie posiada ustalonego rodowodu, choć kilka miejscowości w Polsce nosi to miano. Hipotez dużo, która najbliższa prawdy, nie wiadomo. Gdy i ta tradycja wygaśnie, któż ją odcyfruje?

     Bywało, że gorszono się tą nocą. Wydawała się pogańska, heretycka, bo paliły się sobótkowe ognie, wrzało od tańców i słychać było często niecenzuralne śpiewki. Według książki „Przeciw urokom” Franciszka Kotuli – rzeszowskiego etnografa, gdy nadchodził najważniejszy wiosenny obrzęd – chłopcy krzyczeli „Sobótkiii, Sobótkiii” i z sobótkami w rękach nazywanymi „kropoczami na ciuku” lub „kocurami” obiegali pola wołając co sił: „ Kto sobótki nie poli, tego Pan Bóg nie chwoli”. Co to były kropocze lub kocury. Zwykłe, zdarte miotły, umaczane w ropie naftowej i umieszczone na żerdce. Młodzi chłopcy skakali przez ogniska, a starzy patrzyli na to igrzysko, siedząc na zwalonych kłodach, ganiąc ich lub chwaląc – jak to starzy. Skoki przez ogień miały charakter magiczny – oddanie czci ogniowi z narażeniem życia.  A kult ognia według  Leonarda Pełki w „Roku Polskim” symbolizuje miłość i życie rodzinne. Z ognisk roznoszono ogień do siedzib ludzkich, bo symbolizował on rodzenie się uczucia miłości u ludzi.

        Noc ta, starsza niż dzieje Polski nigdy nie zatraciła młodzieńczej żywiołowości i beztroskiego szaleństwa. Święty patron Jan Chrzciciel, któremu została w końcu przydzielona jako spadek po minionych kultach, nieraz może zadumał się nad jej  uporczywym trwaniem i bezradnie rozkładał ręce, gdy dochodziły go odgłosy kupalnockiej zabawy.

       Jan Kochanowski w „Pieśni świętojańskiej…” dał nam opis tego obrzędu w XVI wieku. Pisze tam ( wierszem) m.in.:

„Tam goście i tam domowi sypali się ku ogniowi: Bąki na raz troje grały, a sady się sprzeciwiały. Siedli wszyscy na murawie: Potem wstało sześć par prawie dziewek jednako ubranych i belicą przepasanych”. Dziewki tańczyły wokół ognia i śpiewały. Jedna prosiła „pięknej nocki”, „druga ostrzegała przed wiatrami i nagłą wodą”, następna zachęcała do tańców, inna wreszcie skarżyła się na swojego chłopaka, a następna przypominała o rychłym trudzie żniwnym. W tym miejscu należałoby zadać pytanie. Co to była bylica, belica? Wierzono kiedyś, że to czarodziejskie ziele. Dziewczęta białe, długie suknie przepasywały bylicą w pasie, a starsi gospodarze opasywali się nią na gołe ciało, aby podczas żniw nie bolały ich krzyże.

                                       Wianki, kwiat paproci

    Obrzędowo brzmiały również śpiewy dziewcząt rzucających swe wianki ruciane na wodę, na bystrą strugę lub rzekę – jak pisze w „Roku Polskim” Zofia Kossak. Niektóre z tych pieśni zdołał odnaleźć i utrwalić Oskar Kolberg, obcej krwi, błogosławiony opiekun polskiego folkloru. Dziewczyny gromadziły się nad wodą przynosząc ze sobą drewniane krzyże, na których kładły wianki z kwiatów i przymocowywały zapaloną świeczkę. Znajdował się tam także podpis wskazujący, do której dziewczyny wianek należy. Wianki puszczano z prądem rzeki. Nad Wisłokiem dziewczyny śpiewały: „Leć wianeczku daleko, hej, hej, hej,  Leć za siódma rzekę, hej… Uwiłam cię z różyczek, miałam pełny koszyczek, hej, hej, hej!” W związku z powyższym mówiono powszechnie, że „Na święty Jan woda kwitnie”. 

      Który z chłopaków chwycił wianek, gonił za dziewczyną, a potem szukali kwiatu paproci. Legenda o kwiecie paproci ma rodowód literacki. To mit bogactwa, którym nie można się z nikim podzielić. To chytrość, chciwość i samolubstwo.

     Piękniejsza z pewnością jest klechda o najmłodszym synu wdowy, który wyruszył szukać wody żywej zaklętego źródła, by przywrócić zdrowie matce. Ów trzeci syn w baśni nazywany „głupim”, co w mowie ludu nie oznaczało tępoty, lecz brak chytrości, niewinność i prostotę zdobywa „wodę żywą” i powraca z nią szczęśliwie, uzdrawiając matkę.

     Ogień i woda. Z tych dwojga woda groźniejsza. To w czerwcu są tzw. świętojanki, późne powodzie pustoszące pola i znoszące z pół kopki siana. Wierzono, że w topieli żyły utopce,  boginki i wiły. Jedynie „woda żywa” czyli źródlana, tryskająca wprost ze skały, nie tylko była od nich wolna, lecz miała znaczenie ożywcze.

                                                  Poświęcenie wody

     Czerwiec jest miesiącem poświęconym czci Najświętszego Serca i widzeniom św. Małgorzaty Marii Alacoque. Na obrazach ta wielka święta pasie osiołki na łące, a Zbawiciel przemawia do niej. Ale w tradycji ludowej patronem tego miesiąca pozostaje niezmiennie święty Jan Chrzciciel . Surowy prorok znad Jordanu jest stróżem krótkich nocy i strzeże siana na pokosach przed powodzią.

     W wielu okolicach Polski panowało wśród ludu przekonanie, że nie należny się kąpać w rzece lub jeziorze przed dniem świętego Jana. To nie obawa przed zimną wodą. Zakaz dotyczył sprawy bez porównania ważniejszej „uświęcenia wody”.

     W myśl wierzeń pierwotnych każdy strumień, każde źródło, góra, drzewo posiadało swojego demona, skrzata, chowańca, który stanowił jego duszę. Pogaństwo, to było życie w nieustannym lęku. Lęk przed starością, chorobą, śmiercią, przed nieprzychylnymi mocami krążącymi wokół człowieka, przed dziwożonami i leśnymi dziadami.

     Ludzie dobrze się czuli tylko w kręgu światła, bo poza nim czaił się strach. Szczególna trwoga otaczała jeziora. Pod gładką powierzchnią skrywała się nieznana ciemna głębia. Woda nęciła, woda przyciągała ludzi, ale nocą była uosobieniem tajemnicy.

     I nadszedł Jan Chrzciciel – Kościół. Woda żywa Dobrej Nowiny przywróciła zdrowie chorym i odgoniła strachy. „Niechaj daleko stąd uchodzi, za rozkazem Twoim, Panie, wszelki  duch nieczysty. Niechaj to święte i niewinne stworzenie (woda) będzie wolne od wszelkich zakusów nieprzyjaciela”.

     Nigdy wcześniej nie słyszano podobnych słów. Pierzchły utopce i wiły, boginki rozwiały się w mgłę. Nie będą już szkodzić nikomu. Świat narodził się na nowo. Woda święta i niewinna. „…Przeto błogosławię cię stworzenie – wodo, przez Boga żywego, przez Boga prawdziwego…”.

     Od tej chwili Sobótki, obchody Kupały, wianki były już tylko wspomnieniem przeszłości. Treść uleciała i już nie wróci. Gdzie rządził strach i ciemność, zapanowała nadzieja. Pamięć ludowa, najtrwalsza z pamięci nie zapomina tamtych czasów. Choć ważne są sianokosy, groźne są powodzie, miesiąc czerwiec po wszystkie wieki kojarzyć się będzie z poświęceniem wody.

    Obrzędy świętojańskie zamykały cykl obrzędów wiosennych i zaczynały cykl letni, kończyły także okres, w którym dla rozwoju roślin niezbędna jest woda.

                                                                                                         Halina Kościńska

 

Ostatnio zmienianypiątek, 17 czerwiec 2016 13:44

Najnowsze od Admin

Brzozowiana.pl. All rights reserved.