Logo
Wydrukuj tę stronę

Nie wszystkie miały grymasy.

fot. ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Brzozowie fot. ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Brzozowie

NIE WSZYSTKIE MIAŁY GRYMASY…

     Pójdziesz lgnac do Pana majstra Cichonia i powiesz: przysłali mnie tu pan majster fajczarski Jayko, żebyście pożyczyli kidona do rozwalichy, bo pa­ni majstrowej spuchła noga jak konew". Uczeń przysposabiany do przyszłego fachu - „fajczarza" szedł, powtarzał przez drogę to polecenie i wrócił z ... grabowym kołkiem. „Coś przyniósł Ignac?" wrzasnął majster. „Kidon do rozwalichy" - wyszeptał uczeń dość mocno speszony. „To jest kidon?" - spytał maj­ster. „A co to jest kidon?" - spy­tał jeszcze bardziej nieśmiało uczeń. „To trzeba było zapytać, jakeś szedł do majstra Cichonia" i uczeń poczuł grabowy kołek na swoim siedzeniu..."

...czytamy w pamiętniku brzozowskiego kronikarza - Józefa Rogowskiego. Fajczarstwo brzozowskie sięgało XVIII wieku. Wyroby miejscowego cechu zaliczane były do artystycznych nie tylko tu w Brzozowskiem, ale i w innych rejonach Podkarpacia. Cech utrzymywał się praktycznie dzięki zamówieniom składanym przez ludzi bogatych. Zamówienia te dawały brzozowskim artystom fajczarskim możliwość wyżycia się twórczego i pokazania własnych indywidual­nych umiejętności. Fajki brzozowskie wykonywa­ne były zazwyczaj z drzewa jabłoni, gruszy, czereśni, wiśni, je­sionu lub klonu. Cybuchy — do wszystkich robiono z drewna wiśni odpowiednio wyschniętego i pochodzącego z tzw. odziomka. Kupowano jedynie „bakwan", niezbędny do wyłożenia wnętrza cybucha, nabywano go u krama­rzy, względnie w sklepikach żydo­wskich. Dla dobrego palenia się fajki ważne było prawidłowe wy­konanie tzw. cugu, czyli właściwej głębokości cybucha i otworu pro­wadzącego do ustnika. Dziennie można było wykonać nie więcej niż 4-5 prostych, czyli bez „gry­masów" (ozdób).

Fajki z „gryma­sami" - w zależności od ich licz­by i jakości (wielkości), motywów, które życzył sobie zlecający - wykonywano w ciągu kilku dni a czasem przez cały tydzień. Zwykłe fajki spotkać można było u straganiarzy w czasie targów czy jarmarków w Brzozo­wie i okolicznych miejscowoś­ciach. Zawieszane na sznurach błyszczały w słońcu pięknie wypo­lerowane, od najmniejszej do największej, czasami spotykało się między nimi jedną lub kilka z „grymasami". Budziły za­chwyt, czasem i zawiść wśród oglądających. Niekiedy motywy znajdujące się na fajce powtarzane były na ozdobnych laskach, bo i takie zlecenia fajczarze brzozowscy przyjmowali, gdy brak było zamówień na fajki. Wśród mo­tywów dominowały zwierzęta, ptaki, elementy roślin, a czasem i portrety konkretnych osób. Do najpiękniejszej, najbogatszej w zdobienia, należała fajka mar­szałka powiatu brzozowskiego hr. Dydyńskiego, mieściła do 25g tytoniu, a cybuch miał ok. metra długości.

W początkach XX wieku pięknymi okazami fa­jek szczycili się w Brzozowie: Kustroń - właściciel zajazdu i kasjer miejski, Ficowski - emerytowany rewizor skarbowy, Szymon Parnes (znany jako „kulawy Szymek") - sklepikarz żydowski, Wojciech Kostka - mistrz szewski, Jan Skarbek - organista, Jan Milian profesor, Mejlech Herzlich - właściciel składu materiałów budowlanych; Ludwik Kurcz -mistrz stolarski i Jan Pilawski. Były one wyznacznikiem stopnia zamożności właściciela, co dostojniejszy „pan" miał większą i bar­dziej zdobioną. Wśród ostatnich fajczarzy, których pa­miętają jeszcze mieszkańcy Brzo­zowa, byli: Stanisław Krotofilski, Stanisław Orłowski, Zugaj - „zza kościoła", czy Obłój - „spod cmentarza". Produkcji fajek zaniechano przed I wojną światową, po której nie odrodził się ani jeden cech, ani jeden prywatny zakład. Godnym jest przypomnienie jeszcze jednej anegdoty wyszpera­nej u Rogowskiego, mówiącej o święceniu fajek w kościele w Komborni „ ... na „Pocieszenie" 22 sierpnia (?), w pobliskiej Kom­borni święcą fajki. Rzecz się miała tak. Po śmierci starego probosz­cza przyszedł nowy, któremu nie podobał się zwyczaj palenia fajek w czasie mszy przez mężczyzn na cmentarzu (miejscu okalającym kościół) przykościelnym. Zgorszo­ny tym zachowaniem ksiądz gro­mił z ambony miejscowych pala­czy acz bez skutku. Ostatecznie ogłosił, że jego słowa idą na wiatr i nie ma innej rady jak poświęce­nie fajek. Palacze, w zdecydowa­nej większości chłopi palący fajki zwykłe," przeważnie gliniane, naj­tańsze - uznali decyzję księdza za słuszną i na dzień odpustu znieśli swoje fajki, poukładali na specjalnie przygotowanych, przy­krytych białymi obrusami stołach. Tuż przed „sumą" - na plac przykościelny, gdzie znajdowały się już wspomniane fajki przyszedł ksiądz podpierając się sękatą laską. Przemówił jeszcze raz do wszystkich palaczy, wzywając ich do zerwania ze zgubnym nało­giem.W kulminacyjnym momen­cie, widząc uśmieszki stojących wiernych - zaczął co sił tłuc laską ułożone do święcenia fajki, po kilku minutach po glinianych, fajansowych i drewnianych faj­kach zostały tylko „drzazgi i szczerupy"..... był to pierwszy od wielu lat odpust w Komborni, na którym dym fajek nie okalał miejscowego kościoła".

Jan Wolak 

Ostatnio zmienianyniedziela, 04 kwiecień 2021 17:09

Najnowsze od

Brzozowiana.pl. All rights reserved.