Niezbyt chętnie sięgamy po tematy spoza regionu. Trudno jednak pominąć rocznicę bitwy o Przełęcz Dukielską, czy operację dukielsko-proszowska, należącą do bardziej znanych epizodów końca II wojny światowej. To właśnie we wrześniu 1944 roku, na terenach Beskidu Niskiego, po obu stronach dzisiejszej granicy polsko-słowackiej toczyły się ciężkie walki niemiecko–radzieckie. Armia Czerwona, nacierając na obszary zajęte przez III Rzeszę, w tych górzystych terenach przełamywała zdecydowanie opór wojsk niemieckich. Operacja, trwająca w dniach 8 września - 30 listopada, kosztowała walczące strony kilkaset tysięcy istnień. Straty radzieckie - 123 tys., czechosłowackie - 6.5 i niemieckie 70 tysięcy poległych. Warto o tym wspomnieć w 70 rocznicę tych wydarzeń. Więcej pisze o tym w dalszej części Marcin Michańczyk.
Gdy we wrześniu 1944 roku stawali do morderczej walki o Karpatenfestung nie wiedzieli jeszcze o trudach tej jesiennej kampani. Do granicy Słowcji daleka była droga a generał Ludwik Svoboda nie nalegał. Dopiero wojskom drugiego rzutu udało się wyzwolić Krosno. Natomiast 1 Korpus Czechosłowacki początkowo pod rozkazami generała Jana Kratochvila a od 11 września generała Ludvíka Svobody. W dniu 8 września1944 weszła do Wrocanki 3 brygada z I Korpusu, której dowódcą był gen. Karel Klapalek i 241 dywizja piechoty z 101 korpusu piechoty. Jednostki zdobyły i utrzymały wieś mimo silnego ostrzału artyleryjskiego i poniesionych dużych strat. Następnego dnia 9 września 241 dywizja musiała odeprzeć aż osiem silnych kontrataków niemieckich prowadzonych przy wsparciu czołgów z rejonu Miejsca Piastowego. Czołgi 25 korpusu pancernego ugrzęzły podczas przeprawy przez rzekę Jasiołkę. Marszałek Koniew polecił zmienić dowódców obydwu tych jednostek. W czechosłowackiej miejsce generała Kratochvila zajął generał Ludvík Svoboda przyszły prezydent republiki .Po latach wspominał.
„Faszyści wykorzystali wzniesienia karpackie doskonale. Umocnili się na ich szczytach, na stokach i przeciwstokach dolin, a drogi dojścia do nich trzymali pod dokładnym ostrzałem. W tym czasie, w roku 1944, większość ich była zdecydowana jeszcze nawet umrzeć za Führera, byle tylko nie przepuścić przez Góry Karpackie Armii Radzieckiej i Czechosłowaków, którzy mieli rozkaz przebić się w głąb Słowacji, do powstańców. Hitlerowcy zawzięcie bronili każdego wzgórza i pagórka, każdego stanowiska, każdego okopu, każdego zbocza. Chodziło im o własną skórę, toteż walczyli zaciekle, bojąc się odwetu za Lidice, Leżaki, za spalone i spustoszone wsie radzieckie i miasta. Ale nam z kolei powierzono zbyt wielkie zadanie, by wolno nam było utknąć w Karpatach. Wola i pragnienie zwycięstwa pchały nas naprzód. Ledwie jednak osiągnęliśmy jeden szczyt, widzieliśmy już przed sobą następny. A za nim na lewo i na prawo wznosiły się następne. Było ich mnóstwo. Jednego z tych wzniesień nie zapomnę do końca życia. Było to wzgórze 534. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego. Na Pogórzu Karpackim są podobnych wzniesień dziesiątki i setki. Ale w pasie naszego natarcia to właśnie wzgórze miało niezwykłe znaczenie. Decydowało o możliwościach dalszego marszu naprzód. Kto był panem wzgórza 534, panował nad doliną i drogami do miasta Dukli. Tak więc 11 września o brzasku rozpętały się krwawe walki. Wzgórze 534 stało się świadkiem najbardziej zażartych walk. Wokół tego wzniesienia rozegrało się tyle dramatycznych wydarzeń, że nikt, kto te boje przeżył, nigdy go nie zapomni. Po kilku dniach ciężkich walk zdobyliśmy Wzgórze 534. Wydarliśmy je faszystom mimo, że wprowadzili do walki, nową, świeżą dywizję i dodatkową dywizję pancerną. Wzgórze miało strategiczne znaczenie, dlatego Niemcy prowadzili tak zacięte walki. Na wzgórze waliły się bez przerwy fale kontrataków. Ile ich było w sumie, tego już chyba nikt nigdy nie policzy. Niespodziewanie silne natarcie na Duklę z 19 na 20 września powiodło się. Padło miasto Dukla, w którym znalazły śmierć setki hitlerowców. Było to nie tylko zasługą broni naszej i radzieckiej, lecz również broni nieprzyjaciela. Faszyści, wściekli z powodu utraty ważnego węzła obrony, rzucili na miasto śmiercionośny huragan pocisków, zasypując nimi również swoje wycofujące się wojska.Dukla została zdobyta, ale przed nami była jeszcze ciężka droga do granicy Słowacji.”
Ludvík Svoboda
Nieznany słowacki obserwator operację górska skomentował ”Atak skupił się w Mszanie i Smerecznym w miejscach, gdzie Niemcy zbudowali stalowe bunkry. Początkowo czechosłowackie oddziały znajdowały się zbyt daleko aby brać udział w pierwszych walkach gdyż utknęły na zalanych drogach. 38 armia radziecka szybko przebiła się przez obronę niemiecką niedaleko Dukli. Do 10 września przedarli się do Krosna ale druga linia obrony niemieckiej zastopowała ruchy oddziału.
Walki w tym rejonie sięgały około 15 do 20 kilometrów w głąb i tak samo były szerokie. Niemcy, oprócz swoich broni, piechoty i artylerii mieli tysiące lądowych bomb już zakopanych. Wzgórza były oczywistym problemem. Walki o Wzgórze 534 oraz Hyrowa były decydujące. Te góry były znacznie ważniejsze od innych. Niemcy okupywali wyżej położony teren i nie dawali odpocząć stronie ofensywnej. Radio 4-tego Batalionu zostało zniszczone a Batalion odizolowany przez niemiecką artylerię. Na szczęście dla oddziału, Svoboda miał obszerną wiedzę o Karpatach i uratował Batalion wysyłając odpowiednie siły. Wzgórze 534 zmieniało właścicieli kilka razy. Góra Hyrowa była równie trudna do zdobycia z odosobnionym oddziałem niemieckim ostrzeliwującym Czechosłowaków, którzy posuwali się aby uratować batalion Katiusz, który konsekwentnie kierował swoją siłę ognia przeciwko temu rozmieszczeniu. Iwan Kurbatov sowiecki artylerzysta później powiedział, że każdy punkt strzelania Niemców" musiał być "zdemaskowany i wykurzony". 10 września generał Koniew osobiście przybywa na inspekcję sytuacji. Rozpoznał, że oddziały słowackie nie przychodzą od tyłu jak wcześniej oczekiwano. Odkryto późnie, że 27 sierpnia Niemcy przygotowali plany rozbrojenia Armii Słowackiej szyfr "Kartoffelnernte". W dużej mierze było to w odpowiedzi na niemiecką informację wywiadowczą sugerującą, że Armii Słowackiej nie można ufać w świetle powstania SNP Rozmieszczenie grupy armii "Henrici" w sierpniu 30- 31 poruszającej się na południe przez Duklę przeszło całkowicie niezauważone przez Sowietów. Oddziały Armii Slowackiej Wschodniej stacjonowały w Presov i okolicy. Ich dowódca, generał August Malar stracił odwagę dla powstania. Wysłał sygnały do swoich oddziałów, że oddziały "Heinrici" najeżdżające Słowację nie przedsięwezmą żadnych środków karnych wobec Armii i dlatego też mają nie odpowiadać. W przeciągu 24 godzin Heinrici rozbroił Armię Słowacką Wschodnią, zaaresztował Malara i ponownie ustawił pozycję defensywną. Tylko parę oddziałów odłączyło się. Sowieci założyli, że Armia Słowacka była nadal na swoim miejscu i polegała głównie na informacji wywiadowczej zebranej przez partyzanckich tajnych agentów którzy przechodzili przez granicę aby dostać najświeższe dane.Podczas początkowego ataku Niemcy sprowadzili oddziały posiłkowe i sprzęt tym sposobem prawie podwajając swoje siły do 2 oddziałów pancernych w przeciągu kilku dni. 6 dni drogi do Presova zamieniły się w 4 miesiące. Kapisowa 29 sierpnia. Niemiecki samolot zanurkował nad głowami. Anna Massova i jej mąż mieli 4 dzieci w wielu od 21 miesięcy do 10 lat.
"Uciekliśmy do lasu, położyliśmy się w dole przy rzeczce i zakryliśmy się tak" schyla głowę i zakrywa ją rękami. "Później czekaliśmy. Kiedy wróciliśmy Niemcy byli wszędzie! Kierowali się do ziemianek. Jeden z żołnierzy powiedział: gdzie byliście partyzanci? Ale wtedy inny który mówił po polsku zapytał: jak masz na imię? I powiedziałam że Anna a on powiedział: Anna nie bój się, wszystko będzie dobrze, Wziął krzyż ze swojej szyi i pokazał go mi".Anna Massova
Anna jest zagorzałą greckokatoliczką i ten gest wspomina z czułością. "On był farar" mówi używając słowackiego słowa oznaczającego proboszcza. Dukla w końcu po ciężkich walkach została zdobyta. Wzgórze Franków nazwano Krwawym Wzgórzem a dolina rzeki Iwielki już nie barwiła się na czerwono od krwi rannych i zabitych żołnierzy. Minęło 70 lat. Co roku w Dukli na cmentarzu wojennym odprawiana jest uroczysta msza ku czci poległych soltatów. Wszelkie wspomnienia ukazują heroizm biorących udział w karpacko dukielskiej operacji. Działo się tak na przykład z historią generała lejtnantna Wiktora Baranowa i I Korpusu Kawalerii Gwardii który to wszedłszy w wyłom obrony niemieckiej dotarł aż do Krempnej i Ciechani gdzie wkrótce został okrążony przez wojska wroga. Tylko niewielu zdołało się przedrzeć w okolicach Tylawy. Zaopatrzenie uzyskiwał ze zrzutów nocnych „pociaków” transportowo sanitarnych Polikarpow 2. Wiele publikacji na temat dukielskiego przesmyku przez lata gloryfikowalo poświęcenie walczących radzieckich i czechosłowackich żolnierzy. Wydano wiele propagandowych przewodników chociaż w świetle dzisiejszych odkrywanych dokumentów wcale nie było tak idealnie. Po latach spójrzmy na bitwę inaczej. To największa bitwa górska II Wojny Światowej. Po stronach konfliktu to oficjalnie 16 211 żołnierzy ZSRR zostało rannych lub zaginionychw tym 26 843 zgonów. Zniszczonych zostało 478 czołgów i dział szturmowych 962 dział i 192 samolotów. Straty 1 Korpusu Czechosłowackiego: 5699 rannych i zaginionych w tym 1630 zgonów. Straty niemieckie to 20 000-70 000 żołnierzy poległych rannych i zaginionych. Skutki prowadzonych działań wojennych to ciemna strona bitwy. Mówi się że Stalin poprzez rozkaz Ludowego Komisarza Obrony znany jako Rozkaz Nr 227 „ani kroku wstecz” pozbył się niepewnie politycznych Kazachów i Ukraińców na co wskazują wspomnienia walczących. Mówi się że wojna ziemię pamięta jako spichlerz pełen śmierci. Wielu się o nią otarło i przeżyło. Po wojnie saperzy mieli wiele pracy z „zardzewiałą śmiercią”.Teraz ziemia oddaje co zabrała. Saper Stanisław Bzoma wspomina
„Pomaszerowaliśmy do Tarnowa, tu określono nam zadanie. Ja byłem wtedy dowódcą drużyny. (...) Posłano nas na Przełęcz Dukielską. Nazwali ją wtedy „Przełęczą Śmierci”. Trupów tam było... radzieckich, niemieckich, czeskich. A min... Drogi były rozminowane. Ale w górach pełno. Niemieckie, ruskie, węgierskie. Te ostatnie były bardzo czułe na wszelkie uderzenia. Najwięcej jednak było tych skaczących naciąganych drutem. Myśmy je nazywali „pomsta”, bo to była radziecka mina POMz 2. Na Przełęczy Dukielskiej byliśmy około miesiąca, potem alarmowo przesunięto nas w rejon Dębicy. Tam praca była lżejsza. Ale w górach był ciężko... Znosiło się miny na płaszczyzny i tam wysadzało wieczorem. Z wyjątkiem tych RM 1. Bo te musieliśmy wysadzać na miejscu. Każdy z nas znał miny niemieckie, ruskie, węgierskie, a nawet rumuńskie. Czasem jednak musieliśmy się uczyć. Życie sapera przypominało o tym. Spotykaliśmy na Przełęczy Dukielskiej trupy ludzi, saren i innych zwierząt. Widzieliśmy już tylko szkielety, bo był to prawie rok po walkach, ale ze szczątków mundurów mogliśmy odczytać jakiej narodowości był ten żołnierz. W czołgach było pełno załóg”. Stanisław Bzoma
Wiersz ten to niejako memento właśnie dla nich:
„Tylko matki saperów czekały
Tylko matki saperów płakały
Bo dla saperów nie skończył się bój
Śmierć wszystko zabiera nawet ciało sapera
Naszym synom saperom choć raz jeszcze
pomylić się daj”.
Patronem Szkoły Podstawowej w Iwli czyli miejscem Dolini Śmierci zostali Bohaterowie Operacji Karpacko Dukielskiej. Tak społeczeństwo dba o pamięć i pomniki owych ciężkich czasów. Na drodze do słowackiego Svidnika powstał swoisty skansen działań 1944 roku. Dukla Teodorówka Dolina śmierci. Dzisiaj na mapach to dwie szable i milczący świadkowie historii. Przypominamy o cmentarzach jak ten w Hunkovcach i Dukli by czerwona krew wsiąknięta w dukielską ziemię wydała pokoju plon.
Marcin Michańczyk