Pogrzeb (cz. 12)
- Napisał Admin
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Po śmierci dusza powinna pogodzić się z odejściem i nie nawiedzać dawnych miejsc. By jej w tym dopomóc w dniu pogrzebu ostatecznie usuwano z domu lub niszczono przedmioty, mające kontakt z nieboszczykiem. Zwyczaj ten był dość powszechny w całym kraju.
Skutkowało przewracanie rzeczy „ na opak”, ustawienie do góry nogami skrzyni, stołu lub krzeseł, na których umieszczano trumnę, a niekiedy i furmankę, którą wieziono trumnę na cmentarz. W domu zmarłego zakrywano lustra i inne odbijające przedmioty, otwierano na oścież wszystkie okna. Wodę użytą do obmycia zwłok lepiej było zakopać razem z miską, podobnie jak grzebień i drobne przedmioty zastosowane w obrządkach pogrzebowych.
Surowe zakazy wiązały się też z rodzajem wykonywanych w domu codziennych prac. Aż do pogrzebu starannie unikano poważniejszych robót gospodarskich, nie prano, nie zamiatano, a już absolutnie nie wolno było niczego pożyczać. Ten z domowników, który dotykał zwłok, nie mógł gotować jedzenia, obrządzać zwierząt, zrywać i wykopywać warzyw.
Stykanie się ze zmarłym mogło „wciągnąć” w zaświaty ludzi i zwierzęta, unicestwić zbiory. Toteż do kościoła, a potem na cmentarz jechano drogą publiczną, wykluczając skróty przez podwórza i pola uprawne – jak pisze Zuzanna Śliwa w publikacji „Dom polski”. Kontakt z nieżyjącym był szczególnie niebezpieczny dla kobiet w odmiennym stanie, jak też dla ciężarnych klaczy, krów, kotek, suk i owiec. Dbano, by nie znalazły się one w pobliżu orszaku pogrzebowego. Obrządek „ostatniej drogi” ma swój rys szczególny - trzykrotność. Trzy razy uderzano trumną o próg, a czasem o kąty izby, trzy razy zatrzymywano wóz jadący na cmentarz, a po spuszczeniu trumny do grobu obecni rzucali po trzy garście ziemi.
Jednak co kraj, to obyczaj. Jeśli w jednym regionie Polski ciało wieziono wprost do kościoła, a potem na cmentarz, gdzie indziej np. w niektórych wsiach na południowym- wschodzie droga wiodła najpierw ku tak zwanemu trupiemu krzyżowi , gdzieś na krańcach osady. Najstarszy mieszkaniec wsi występował z mową pożegnalną. Opowiadał o życiu i czynach zmarłego – tych godnych i tych niegodnych. Stosowne oracje wygłaszał też ksiądz na cmentarzu.
Po pogrzebie rodzina zapraszała zebranych na obrzędowy poczęstunek, zwany stypą. Była ona przejściem z czasu śmierci do czasu codzienności wśród żywych.
W czasach przedchrześcijańskich na ziemiach polskich stosowano dwa typy pochówków – ciało palono, a prochy wsypywano do urn i składano do ziemi, albo też zmarłych po owinięciu w płótno (całun) grzebano w grobach. Z upływem wieków zaniechano palenia zwłok. Trumny pojawiły się dość późno, chociaż już w początkach średniowiecza władcy i dygnitarze chowani byli w drewnianych skrzyniach. Natomiast na wsiach jeszcze na początku XX wieku nadal pozostawano przy samym całunie. Musiało to być zjawisko powszechne, skoro cesarz austriacki Franciszek Józef I, zamierzał wprowadzić na terenie Galicji obowiązek sporządzania „urzędowej trumny” gminnej. Kto miał pieniądze, zamawiał trumnę drewnianą – dębową lub sosnową, obciągniętą czarnym materiałem na znak żałoby. Ubodzy chłopi wkładali zmarłą osobę do drewnianej prostej skrzyni, którą na wozie ciągnionym przez woły przewozili na cmentarz co prezentuje np. obraz „Pogrzeb chłopski” Józefa Szermentowskiego, malarza żyjącego w latach (1833 – 1876), który przedstawiał realistyczne sceny rodzajowe i krajobrazowe np. „Odpoczynek oracza”, „Bydło schodzące do wodopoju”, czy wyżej wspomniany „Pogrzeb chłopski”.
Cmentarze sytuowano zazwyczaj przy kościołach, albo na peryferiach wsi, przeważnie na niewielkich wzgórkach, w pewnym oddaleniu od pól uprawnych. Miało to również znaczenie praktyczne. W razie nasilających się opadów i możliwości zalania wsi, miejsce spoczynku zmarłych było bezpieczne, nie groziło wymyciem trumien i skażeniem gruntu.
W groby samobójców oraz grzeszników wtykano osikową gałąź, ponieważ osika była drzewem zmarłych, a ludzi takich podejrzewano, że zamienią się w dusze pokutujące. Osika nie pozwalała takiej duszy wyjść z grobu. Kołkami osikowymi przybijano też – na wszelki wypadek - wieka trumien i nie miało to nic wspólnego z wiarą w wampiry. Zwyczaj opisany wyżej był dość szeroko w Polsce rozpowszechniony.
Na koniec kilka słów na temat pogrzebów królewskich i magnackich. Wystawnością i przepychem dorównywały niekiedy weselom. Ciało zmarłego przenoszono uroczyście do kościoła i umieszczano na wysokim katafalku, obitym kosztowną materią. Wznosząca się nad nim dekoracja była zwykle ozdobiona herbem i innymi atrybutami dostojeństwa. W XVII i XVIII wieku podczas uroczystości pogrzebowych często do kościoła wjeżdżał konny rycerz w kirysie, który łamał kopię o katafalk. Sześciokątny portret trumienny przybijany z przodu trumny uważa się za zwyczaj typowy dla polskiej obyczajowości szlacheckiej.
Do dziś zachowała się niemała liczba podobnych malowideł z XVII i XVIII wieku. Często trumny z portretami zamawiano wiele miesięcy przed śmiercią. Malarz, przeważnie miejscowy artysta amator wykonywał wtedy portret „ z natury”. Trumna z portretem zamówionym u specjalisty, sporo kosztowała, o czym przekonuje stary dokument sprzed blisko 360 lat, sporządzony w Poznaniu między mistrzem Maciejem Gerethem a rodziną wojewody inowrocławskiego Hieronima Radomickiego.Za wykonanie tej pracy umówiono się na 100 dukatów węgierskich zadatku i 450 złotych po jej skończeniu, a ponadto tytułem daru na beczkę piwa za „ dodanie w rogach gęstej złocistej koronki” – jak pisze Zuzanna Śliwa w „ Encyklopedii tradycji polskich”. Możni tego świata chowani byli w kaplicach grobowych lub w podziemiach kościołów, w kaplicach lub okazałych grobowcach na cmentarzach albo w parkach przypałacowych.
Pamięć o bliskich
Od zamierzchłych czasów zmarłym oddawano cześć szczególną. Ongiś grzebano ich pod chatami oraz w ich pobliżu. Z biegiem wieków, w miarę szerzenia się chrześcijaństwa, na pochówki wydzielano specjalne miejsca, głównie przy kościołach, w ziemi poświęconej przez kapłana. Nie wszyscy jednak chcieli się temu zwyczajowi podporządkować, nadal grzebiąc zmarłych – jak to bywało przez wieki – w oddaleniu od osad i miast, w lasach, na pagórkach, w cichych ustroniach. Działo się tak przeważnie w północno-wschodniej Polsce, gdzie wiara w pogańskich bogów trwała najdłużej. Zżymały się na to władze kościelne. W 1636 roku biskup żmudzki Jerzy Tyszkiewicz, zakazał księżom odprawiania ceremonii pogrzebowych poza kościołami. To samo uczynił 90 lat później biskup łucki (Łuck) Rupniewski, ostrzegając, że podobne postępowanie może skończyć się wyklęciem. Duchownych, właścicieli ziemskich, fundatorów kościoła i członków ich rodzin, jak już wspomniałam grzebano w podziemiach lub pod posadzką świątyni. Miejsca te oznaczano stosownymi tablicami (epitafiami w języku łacińskim), obrazami i posągami zmarłych, zwykle w pozycji leżącej. Zwyczaj ten krytykował XVII- wieczny poeta Wacław Potocki pisząc:
„Kto nas za to rozgrzeszył, żeby dla ozdoby
Stawiać w kościołach ludzi pomartych osoby?...”
Najbardziej wzruszające są groby dzieci. Zamożne rodziny szlacheckie i magnackie zamawiały bogato rzeźbione nagrobki, przedstawiające zmarłe maleństwa. W kościele parafialnym w Pilicy można obejrzeć piękny nagrobek Kasi Pileckiej z XVI wieku.
Z biegiem lat grobów na przykościelnych cmentarzach przybywało i zaczęło brakować miejsca na kolejne pochówki. Ta ciasnota była szczególnie uciążliwa w coraz ludniejszych miastach. W dodatku z okazji różnych uroczystości religijnych: odpustów, festynów, procesji, nie dawało się uniknąć zniszczeń, jakie powodowały tłumy wiernych oraz rozliczni kramarze, żebracy i cały odpustowy tłum. Zaczęto więc cmentarze przenosić w miejsca spokojniejsze, bardziej oddalone od ludzkich siedzib, co upowszechniło się na przełomie XIX i XX wieku. Cmentarze ogradzano drewnianymi płotami, murkami z cegieł lub polnych kamieni, a w ubogich wioskach – z gliny.
Miejsca pochówku znakowano drewnianymi krzyżami z tabliczką. z nazwiskiem zmarłego, datą narodzin i zgonu. Z czasem (XIX- XX w.) do owych informacji dopisywano, wzorem ludzi zamożnych, rozmaite sentencje, wiersze okolicznościowe – wyrazy żałoby i pamięci. Zmiany te dotyczyły zarówno cmentarzy miejskich, jak i małych cmentarzyków wiejskich.
Powszechnym zwyczajem była i jest dbałość miejsca pochówku, odzwierciedlająca głęboko utrwaloną potrzebę pamięci o przodkach. A pamięć owa to nic innego, jak przedłużenie życia rodziny, miasta, wsi, narodu.
Pamięć o zmarłych traktowano jako święty obowiązek. Nie powinni oni pozostawać bezimienni. W początkach XX wieku, po upowszechnieniu się fotografii, zaczęto montować na płytach nagrobnych zdjęcia zmarłych w owalnej żałobnej ramce.
Halina Kościńska
Od redakcji: Tym artykułem zamykamy cykl poświęcony zwyczajom domowym. Dziękujemy, że byliście z nami, że zaglądacie i czytacie.
W imieniu autorki zapraszamy do czytania o znanych i nieznanych w bliższej lub dalszej przeszłości - postaciach regionu brzozowskiego. Już cztery artykuły z nowej serii mają Czytelnicy na portalu. Wkrótce kolejna portalowa zakładka, tycząca się ludzi kultury z naszego regionu. Przybliżone lub przypomniane zostaną postacie malarzy i rzeźbiarzy, acz nie tylko. Bądźcie z nami…