„Z gitarą i piórem…” czyli historia turystycznego śpiewania…
Mirkowi - na podzwonne
Aż trudno uwierzyć, że historia piosenki turystycznej ma już ponad 400 lat. Nie istnieje jednoznaczne określenie, czym jest piosenka turystyczna. Przyjąć więc można krótką, choć niewiele mówiącą definicję, że jest to „piosenka śpiewana przy ognisku”. Według wielu autorów piosenka turystyczna zaliczana jest do tzw. muzyki folk, czyli gatunku ustnie przekazywanego wśród określonej społeczności, muzyki pełnej autentyzmu, niekomercyjnej, dotyczącej pewnej grupy społecznej.
Wojciech Bellon - polski pieśniarz i poeta, wspaniały wykonawca piosenki poetyckiej i studenckiej, ze słynnej Wolnej Grupy Bukowina, powiedział kiedyś, że nie można do tego typu piosenek przyczepiać etykiet i definicji, trzeba je po prostu czuć i wspólnie śpiewać…
Zatem, pomińmy próbę definicji, a cofnijmy się w przeszłość, aby dowiedzieć się, jak rozwijała się ta piosenka wolna i czysta, pozbawiona ideologii, służąca przyjemności i pięknu, oddająca w swych słowach zachwyt dla uroków przyrody i krajobrazu.
Nie będzie wielkim odkryciem stwierdzenie, iż ludzie od zawsze lubili śpiewy przy ognisku, i choć zazwyczaj nie spisywano tej formy muzycznej, bazując na przekazie ustnym, traktowano ją jako czysto ludzką przyjemność. Pierwszy uwieczniony w źródłach historycznych tekst piosenki turystycznej nosił tytuł „Roses are red” i powstał w Wielkiej Brytanii około 1590 roku.
Brak pisemnych materiałów źródłowych dotyczących tradycji pieśni turystycznej powoduje, iż niniejsze opracowanie jest zaledwie zarysem problemu i z pewnością wymaga wielu uzupełnień i weryfikacji.
Ogólnie przyjęto, że intensywny rozwój nowych muzycznych kształtów nastąpił w okresie renesansu. Wówczas coraz częściej istotą muzyki zaczęły stawać się dźwięki natury i bardziej wyszukane, pomysłowe formy. Pierwsze opery, oratoria i kantaty powstawały właśnie u schyłku renesansu. Natomiast pospolita muzyka ludowa opierała się wówczas na twórczości wędrownych wesołków i grajków, hołdując tematyce związanej z życiem codziennym, pracą, przyrodą i krajobrazem.
Późniejsza już barokowa „moda” na muzykę przy akompaniamencie instrumentów szarpanych miała znaczny wpływ na rozwój tzw. piosenki masowej, popularnej wśród niższych warstw społeczeństwa. Jeśli chodzi o XVII - wieczną szlachtę, to lubowała się ona w pieśniach żołnierskich, historycznych i myśliwskich oraz w tzw. dumach rycerskich. Doskonale dziś znane utwory „Pojedziemy na łów”, czy „Siedzi zając pod miedzą” wywodzą się właśnie z połowy XVII wieku. Okres baroku cechował się jednak częstym nękaniem i odrzuceniem społecznym wędrownych muzykantów (skomorochów, rybałtów). Traktowano ich jak Cyganów i w obawie o swój dobytek, przepędzano ze swoich obozów. Zanikała więc stopniowo ta charakterystyczna forma twórczości muzycznej. Ostatnia garstka skomorochów osiedliła się na krańcach Rosji, gdzie swe śpiewy kultywowała do XIX w.
Okres klasycyzmu i związane z nim liczne przemiany społeczne miały ogromny wpływ na rozwój muzyki w tamtych czasach. Obudziło się zainteresowanie twórczością ludową. Zaczęto dostrzegać jej wartości artystyczne i kulturowe. W epoce romantyzmu powstał też nowy gatunek muzyczny, zwany balladą. Natomiast pełne uczuciowości pieśni biesiadne królowały w tym okresie jako najbardziej popularne. Wymienić tu można między innymi popularny do dziś „Kurdesz” – F. Bohomolca. Śpiewano także piosenki patriotyczno-żołnierskie i sentymentalno- miłosne („Laura i Filon” – F. Karpińskiego, „Chciało się Zosi jagódek” – J. Jasińskiego). Lecz choć tematyka umiłowania krajobrazu i przyrody przewijała się przez prawie wszystkie utwory tamtego okresu, nie stanowiła ona jednak dominanty.
W XIX w. zaczęły wychodzić drukiem zeszyty „Śpiewnika domowego” Stanisława Moniuszki, zawierające 300 popularnych pieśni „dla amatorów” muzyki. Odpowiadały one na ówczesne spore zapotrzebowanie społeczne na piosenkę lekką, łatwą i przyjemną, szybko wpadającą w ucho. W śpiewniku uderza bogata różnorodność utworów, odpowiadająca różnorakim nastrojom i potrzebom serca. Pieśni ze „Śpiewników domowych" mają zazwyczaj prostą formę, a tym, co wpłynęło na ich popularność i jest dla nich najbardziej charakterystyczne to piękna i pełna uczuciowości melodyka. Moniuszko wykorzystywał teksty polskich poetów, np. Adama Mickiewicza („Do Niemna”), Józefa Ignacego Kraszewskiego („Czy powróci?"), czy Ludwika Kondratowicza („Pieśń wieczorna"). Utwory te stały się synonimem polskości w trudnych czasach dla rodzimej kultury.
W drugiej połowie XIX wieku spod pióra krakowskiego poety Michała Bałuckiego wyszła też słynna piosenka „Góralu czy ci nie żal” (tytuł pierwotny: „Za chlebem”). Tekst napisany został w krakowskim więzieniu św. Michała, gdzie towarzyszem osadzonego tam „za wichrzycielstwo" autora był tęskniący za rodzinnymi stronami góral. Ten kilkunastozwrotkowy utwór kończy się optymistycznie, gdyż góral powraca w rodzime strony z workiem prezentów do rozdania. Do popularyzacji piosenki przyczynili się piłsudczycy, a później harcerze. Początkowo była to pieśń śpiewana na biwakach, a następnie weszła do kanonu polskiej muzyki biesiadnej i pozostaje w nim do dziś.
Dominującą rolę w pieśni polskiej XIX w. odgrywały głównie utwory patriotyczne, będące wyrazem niepodległościowych dążeń społeczeństwa. Śpiewano wtedy miedzy innymi: „Idzie żołnierz borem, lasem”, „Hej, strzelcy wraz”, czy „Warszawiankę”. Wiele pieśni patriotycznych tego okresu mówi o umiłowaniu krajobrazu, przestrzeni, wolności i natury…
„…Kto raz się wspiął na szczyt i czołem dotknął chmur
Ten wiecznie tęsknić będzie do niebotycznych gór…”
Góry coraz bardziej fascynowały ludzi, pociągały swym pięknem i bogactwem przyrody. W 1873 roku powstało Polskie Towarzystwo Tatrzańskie, skupiające w swych szeregach wiele wybitnych osobistości świata nauki i kultury. Była to pierwsza zorganizowana forma turystyki górskiej w rozdartym przez zaborców kraju. Powstawało wtedy wiele piosenek śpiewanych na wycieczkach krajoznawczych czy przy ogniskach. I choć nie były to utwory zbyt ambitne pod względem tekstowym, czy melodycznym, śpiewane często bez akompaniamentu, dały początek rozwojowi prawdziwej pieśni szlaku. Popularne wówczas były także inne polskie pieśni np. „Czerwony pas” J. Korzeniowskiego, czy „Piękna nasza Polska cała” W. Pola.
W 1906 roku zostało założone w Warszawie Polskie Towarzystwo Krajoznawcze. (Obydwie organizacje zostały połączone ze sobą w grudniu 1950 roku. Odbył się wówczas zjazd delegatów PTT i PTK, w czasie, którego przyjęto dla nowego stowarzyszenia nazwę Polskie Towarzystwo Turystyczno - Krajoznawcze, zachowując w całej rozciągłości tradycje i założenia programowe obu wcześniejszych towarzystw).
Wśród budzących się do życia utworów typowo turystycznych nadal śpiewano w tym okresie liczne pieśni patriotyczne, w tym także „Mazurek Dąbrowskiego”, a także znane utwory ludowe.
Zrodzony w Wielkiej Brytanii (1907-1908) tzw. skauting, dawał ówczesnej młodzieży możliwość na szerszy kontakt z przyrodą i naturą, stwarzał też system umożliwiający coś w rodzaju „awansu i przywiązania do działalności społecznej”. Forma ta stawała się „modna” w wielu krajach, także na terenach Polski. Miała ona nieco inny charakter, bo powiązana była z dążeniami niepodległościowymi społeczeństwa. Ruch ten na terenie naszego kraju nazwany został harcerstwem. Z materiałów źródłowych wynika, że ruch harcerski datuje się od 1910 r., a utworzenie ZHP – 2 XI 1918 r. Za symbolicznych założycieli harcerstwa uważa się Andrzeja Małkowskiego i jego żonę Olgę Drahonowską-Małkowską. Istotę różnicy pomiędzy ówczesnym "klasycznym" skautingiem brytyjskim, a powstającym wówczas harcerstwem, Małkowski ujął w słowach: „Harcerstwo to skauting plus niepodległość”. Powstawały w tym czasie piosenki turystyczne śpiewane do dzisiaj. Warto tu wspomnieć chociażby „Jak dobrze nam zdobywać góry”, „Płonie ognisko i szumią knieje”, czy nieco późniejszą - „Harcerska dola”.
„…Z miejsca na miejsce, z wiatrem wtór
Do Dniestru fal z tatrzańskich gór
Wszędzie nas pędzi, wszędzie gna
Harcerska dola radosna…”
W okresie międzywojennym członkowie prężnie działających towarzystw (PTT i PTK) chętnie podczas turystycznych spotkań śpiewali piosenki wywodzące się z trendów ludowych i cygańskich. Można tutaj przypomnieć kilka tytułów: „Janicek”, „Tokaj”, „Krywań”, „Dumka ukraińska”, „Na dancingu tańczą goście”, „Hej, tam pod lasem”, „Cygan” i inne. Chętnie też korzystano ze śpiewników harcerskich i zamieszczonych w nich popularnych piosenek „ogniskowych”.
Piosenka sławiąca piękno przyrody, uroki i wartości pieszych wędrówek, piosenka mówiąca o jedności człowieka i natury była silną podporą także w okresie okupacji hitlerowskiej. Dawała młodym ludziom nadzieję na lepsze jutro i budziła w nich ducha polskości. Jej siłą przekazu był autentyzm, ekspresja i oczywiście umiłowanie krajobrazu.
Warto jeszcze wspomnieć o wydanych w latach 1924 i 1925 śpiewnikach harcerskich, w których znalazło miejsce wiele piosenek ogniskowych i biwakowych. Niektóre z nich popularne są do dzisiaj, chociażby wspomniany wcześniej utwór „Jak dobrze nam zdobywać góry”.
Po II wojnie pierwszy śpiewnik z piosenkami harcerskimi wydany został w 1946 roku. Był to jednak okres trudny zarówno dla rozwoju turystyki, jak i promowania piosenki. Kraj dźwigał się do życia po ciężkich latach okupacji i ludzie mieli zupełnie inne problemy. Kiedy spotykano się na wspólnym śpiewaniu, powracano zwykle do pieśni przedwojennych, patriotycznych modne też stawały się utwory nawiązujące do odbudowy kraju po wojennych perturbacjach.
Lata pięćdziesiąte XX wieku to okres ponownego zwrotu w kierunku aktywnej turystyki. Między innymi powstanie organizacji PTTK (15 XII 1950r.) stało się silnym stymulatorem do wznowionego rozkwitu pieśni turystycznej.
Prawdziwy rozwój piosenki turystyczno - studenckiej zapoczątkowany został w Polsce w połowie lat pięćdziesiątych. Coraz popularniejsze stawały się wtedy studenckie obozy wędrowne, piesze rajdy, powstawać zaczęły także studenckie kluby turystyczne.
W latach pięćdziesiątych w polskim radiu dominowały piosenki francuskie i włoskie oraz muzyka orkiestrowa. Oczywiście słuchano także polskich piosenek i muzyki ludowej (np. zespołu Mazowsze i Śląsk). Ale w środowiskach studenckich gwałtownie zaczął się rozwijać jeszcze inny rodzaj muzyki.
W drugiej połowie lat pięćdziesiątych zaczęły docierać do Polski filmy zagraniczne, z których muzykę i pieśni wykonywano właśnie przy ogniskach. Przykładem może być tutaj piosenka z filmu Alfreda Hitchcocka „Człowiek, który wiedział za dużo” roku pt. „Que sera sera” (1956 rok). Chętnie śpiewanym utworem przy ognisku, również w tamtym okresie, była piosenka z filmu „Most na rzece Kwai” (1957). W Polsce wykonywał ją do znanej melodii filmowej Janusz Gniatkowski. Poniżej przytaczam fragment tej pięknej i mało dziś znanej piosenki turystycznej…
Halo, słoneczko błyska już,
Halo, wróć spoza gór i mórzJohnny, w ojczyste strony.
Miasteczko twoje w kotlinie wśród wzgórz.
Halo, słoneczko wschodzi nam
Halo, z dziewczyną pójdziesz w tan.Johnny, twój druh dozgonny
I wina pełny już czeka cię dzban…
Z filmów amerykańskich lat pięćdziesiątych popularne przy ognisku były jeszcze między innymi piosenki takie jak „ Oh, my darling Clementine”, „Rio Bravo” czy „Cindy, Cindy”.
Ale nie tylko z muzyki filmowej czerpano inspirację do śpiewów turystyczno- ogniskowych. Wiele utworów miało swój rodowód w tradycji harcerskiej i skautowskiej. Każdy chyba zna utwór „Ogniska już dogasa blask” (tytuł oryginału: „Auld Lang Syne”), ale mało kto wie, że utwór ten ma swoje korzenie w Szkocji i powstał w odległym roku 1788 spod pióra Roberta Burnsa, znanego poety i prekursora romantyzmu, którego Szkoci do dzisiaj czczą narodowym ceremoniałem wypicia szklaneczki whisky pod jego pomnikiem.
W Polsce popularną piosenką „ogniskową” w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, była już wspominana na wstępie artykułu stara brytyjska piosenka „Roses are red”, znana u nas pod tytułem „Róże czerwone są, a fioletowe bzy”. Gdy dziś ją słyszymy w różnych wersjach (nawet disco - polowej), aż trudno uwierzyć jak daleko sięga jej rodowód.
Ostatni szkolny dzień,
przyszło się rozstać nam
Pamiętnik dałaś mi,
wpisałem właśnie tak:
Czerwone róże są,
a fioletowe bzy,
cukier ma słodki smak,
lecz słodsza jesteś ty.
Podobnie ma się rzecz ze znaną na całym świecie piosenką „Oh, Susana”. Powstała ona w Ameryce Północnej w 1848 roku, w okresie słynnej „gorączki złota”. Jej autorem był „ojciec piosenki amerykańskiej” Stephen Foster. Istnieje także polska wersja tego utworu o charakterze country. A oto jej fragment:
Dzisiaj jestem w Alabamie i na banjo idąc gram
A niedługo będę w Luizjanie, tam najmilszą mam
Jakem ruszył w czasie suszy, całą noc się mazał deszcz,
Taki gorąc był, żem zmarzł na śmierć, Zuzanno nie lej łez.
O, Zuzanno, o nie płacz, bo już dość
Idę sobie z banjo na kolanie, ja z południa gość…
Inne piosenki, amerykańskiego pochodzenia, śpiewane przez studentów i turystów na całym świecie to chociażby „Piękne życie spędzają kowboje” z 1870 roku, czy „Stary kowboj” z 1948 roku, śpiewana w polskiej wersji np. przez Jerzego Michotka, polskiego aktora i piosenkarza lat powojennych. Jeszcze inny, kojarzony do dzisiejszego dnia tytuł to na przykład „You are my sunshine”- popularna piosenka, nagrana po raz pierwszy w 1939 roku, której współautorem był muzyk i gubernator Luizjany Jimmie Davis. Śpiewał ją między innymi Bob Dylan i John Cash. Podobną bogatą historię i wersje w wielu językach ma piosenka „John Brown's Body”. Polski fragment jednej z wersji tej piosenki brzmi następująco:
Dalej, wesoło niech popłynie gromki śpiew,
Niech stutysięcznym echem zabrzmi pośród drzew,
Niech spędzi z czoła wszelki smutek, wszelki cień-
Wszak słoneczny mamy dzień!
Tra la la la la la la la
W sercu radość się rozpala.
Tra la la la la la la la
Chcemy słońca, chcemy żyć...
Piosenka turystyczna ma także swoje australijskie odnośniki. I jako przykład można tutaj podać utwór „Waltzing Matilda”, napisany przez Banjo Petersona w 1895 roku. Przy ogniskach śpiewano także piosenki żeglarskie, znane jako szanty oraz piosenki rewolucyjne i partyzanckie jak na przykład włoska „Bandiera Rossa”, czy „Bella ciao”. Ogniskowym artystom bliskie też były piosenki hiszpańskie i meksykańskie. Znany polski utwór „Teraz jest wojna” śpiewany jest właśnie na melodię jednej z meksykańskich pieśni pt. „Cielito Lindo” , (z pięknego wykonania tej pieśni zasłynął duet Luciano Pavarotti i Enrique Iglesias). Przy ogniskach często śpiewano zarówno polską wersję, jak i jej oryginalne wydanie hiszpańskojęzyczne.
Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zaczęto pisać tak zwane „longiery”, piosenki studenckie o dużej liczbie zwrotek. Jako rekord można tutaj przytoczyć czterdziestozwrotkowy utwór „Koniczyna” – wywodzący się z Irlandii, ale również przełożony na słowa polskie. Innym takim tasiemcowym utworem jest znana żeglarska piosenka „What shall we do with a drunken sailor?” , w Polsce popularna pod bliskim wszystkim tytułem „Morskie opowieści”. Chyba nikt nie jest w stanie zapamiętać wszystkich zwrotek tej piosenki, ale każdy z pewnością kojarzy słowa:
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale
Morskim opowieściom…
Inne popularne „muzyczne tasiemce” miały swoje rosyjskie i ukraińskie pochodzenie. Ale wymyślano je także w Polsce, czego przykładem są między innymi takie utwory jak: „Alfabet”, „Hachary”, „Pieniążki kto ma…” itd. Te wielozwrotkowe piosenki były zazwyczaj pełne humoru, a niekiedy nawet frywolności, charakteryzowała ich prostota treści i melodii. Jednym słowem, popularne wówczas „wielozwrotkowce”, przynosiły ludziom radość zarówno ze śpiewania, jak i ze słuchania.
Piosenka turystyczna, z biegiem lat, zaczęła bardziej zagłębiać się w ówczesne realia polityczne. Pierwszym takim, mocno kontrowersyjnym w tamtych czasach utworem, była piosenka „A gdy nam wojnę wypowie Ghana”. Tekst piosenki odwołuje się do walki narodowo -wyzwoleńczej, do nierównych praw ludzi z krajów rozwijających się, jednym słowem otwiera się na politykę.
Lata sześćdziesiąte ożywiają także rozkwit piosenek z tak zwanego niepoprawnego nurtu politycznego i piosenek antywojennych. Znany utwór pacyfistyczny z tego okresu to „Blowing in the wind” , bliższy nam pod polskim tytułem „Odpowie ci wiatr”. Wykonywało go wielu znanych artystów na świecie, między innymi Bob Dylan, a najbardziej znane nasze rodzime wykonanie wiąże się z postacią Maryli Rodowicz.
Przez ile dróg musi przejść każdy z nas
By móc człowiekiem się stać?
Przez ile mórz lecieć ma biały ptak,
Nim w końcu opadnie na piach?
Przez ile lat będzie kanion trwał,
Nim w końcu rozkruszy go czas?
Odpowie ci wiatr
Wiejący przez świat
Odpowie ci bracie tylko wiatr.
W latach sześćdziesiątych mocny nacisk kładziono na popularyzację turystyki szczególnie w takich krajach jak obecna Słowacja, Czechy czy Ukraina. W związku z tym czerpano również muzykę z tamtych krajów i popularyzowano ją podczas turystycznych spotkań. Piosenki te miały swoje źródło w muzyce ludowej i równie często jak polskie przyśpiewki góralskie, można było usłyszeć przy ognisku czeską „Holkę modrooką”, czy też mniej już dzisiaj znany utwór „Chajda mala”. Jednak to właśnie Polacy, spotykający się często podczas turystycznych wypraw z wędrowcami z Czech, Ukrainy, Słowacji, Węgier, Rumunii itd. prezentowali przed nimi prawdziwie turystyczne utwory, które w tamtych krajach nie były jeszcze znane, ani tak rozwinięte.
Popularne też były w tym okresie piosenki rosyjskie, a szczególnie utwory Bułata Okudżawy. Było ich w tym czasie tak wiele, że śmiało można by napisać na ten temat oddzielny artykuł. Wspomnę więc tylko, że piękna melodia i bogate treści tych utworów, wspaniałe brzmienie, zarówno w języku rosyjskim, jak i w polskim tłumaczeniu, zachęcały turystów do wspólnego ich śpiewania podczas spotkań przy ognisku i na wędrownych szlakach. Tego typu utwory wzbudzały coraz większe ambicje twórcze u autorów piosenek ogniskowych. Rozwijały potrzebę prawdziwego zagłębienia się w naturę, w piękno przyrody, odkrywały coraz większe pokłady wrażliwości ludzkiej.
Ze względu na panujące czasy, nie przyjęły się w polskiej tradycji piosenek turystycznych utwory niemieckie, aczkolwiek wspomnieć można, że powstał wówczas w naszym kraju parodiowy utwór „Wołga, Wołga” na melodię hymnu NRD.
Warto jeszcze wspomnieć tutaj o popularnej w latach sześćdziesiątych piosence „Ballada bieszczadzka”, którą do słów Edwarda Fiszera i muzyki Mariana Radzika wykonywał Tadeusz Woźniakowski – polski śpiewak operetkowy, piosenkarz, kompozytor i aktor. Do dziś każdy zna choćby fragment tego utworu, nawiązującego do postaci autentycznie żyjącego, bieszczadzkiego kowboja:
„Mam konia z grzywą rozwianą,
Z podkowy błysnęła skra,
Gdy wiosną pachnie mu siano,
Wesoło rży ha, ha, ha.
Mój koń, mój koń, mój koń
Polubił siana woń,
Mój koń, mój koń, mój koń
Polubił siana woń.
Mam szałas na połoninie,
Piękniejszy niż w mieście dom.
Już mówią o tym w Wetlinie
I dziwią się ho, ho, ho…”
Woźniakowski śpiewał także inne popularne wśród turystów utwory, między innymi: „Z gitarą przez ramię”, czy „Włóczęga”.
Wydarzenia marcowe z 1968 roku zaowocowały wydaniem podziemnego śpiewnika „Idy marcowe”. Do popularnych melodii ułożone zostały teksty piosenek spójne z ówczesnymi wydarzeniami politycznymi w kraju. Jako przykład można tutaj przytoczyć fragment tekstu, śpiewany do znanej melodii „O północy się zjawili”:
„Jak cenzura zdjęła ‘Dziady’
Związek Literatów
Rozpoczął obrady.
Tylko jeden wielki feler.
Nie wie PZPR,
Co w tym jest…”
W tym okresie coraz chętniej powracano przy ogniskach do piosenek przedwojennych i partyzanckich, a nawet legionowych.
Największy rozkwit polskich piosenek turystycznych i studenckich przypada na przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Turystyka, wędrówka, obcowanie z przyrodą, stały się jedną z nowych metod „na życie” i odskocznią dla wielu młodych ludzi. Rozwijały się rajdowe przyjaźnie, spotykali się ze sobą ludzie, kochający naturę i „włóczęgę”, uciekający od szarej rzeczywistości PRL-u, poszukujący czegoś więcej niż tylko dogodne warunki bytowe i codzienna praca, czy nauka. Spotkania na szlaku z tamtego okresu zaowocowały czymś nowym - potrzebą wspólnego, ale już zorganizowanego śpiewania, chęcią pokazywania - dotychczas tylko kameralnej twórczości - szerszemu gronu. Tak narodziły się festiwale, giełdy i przeglądy piosenki turystycznej i studenckiej.
Najbardziej popularną była Ogólnopolska Studencka Giełda Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie. Jej organizatorem był wrocławskiAkademicki Klub Turystyczny. Pierwsza giełda odbyła się w 1968 roku, ale lata jej rozkwitu przypadają na połowę lat siedemdziesiątych. Nie można pominąć tutaj również popularnej YAPY - Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Turystycznej w Łodzi, którego organizatorem był Studencki Klub Turystyczny Płazik i Studenckie Radio „Żak” Politechniki Łódzkiej. Przegląd YAPA po raz pierwszy zorganizowano w 1974 roku i organizuje się do dzisiaj. Warto też wspomnieć o słynnej „Bazunie”- Ogólnopolskim Turystycznym Przeglądzie Piosenki Studenckiej, organizowany on był przez Studencki Klub Turystyczny Politechniki Gdańskiej FIFY (pierwszy odbył się w 1971 roku). „Bazuna” nie ma swojego stałego miejsca. Przeglądy najczęściej odbywają się w plenerze, a impreza ma charakter trzydniowego turystycznego wyjazdu i spotkania z piosenką, obecną nie tylko na festiwalowej scenie. Na początku lat siedemdziesiątych wydano nawet trzytomowy śpiewnik „Bazuna” z bogactwem różnorodnych piosenek turystycznych. Inne popularne przeglądy piosenek turystycznych to chociażby Nocne Śpiewanie na Zamku w Radzyniu Chełmińskim oraz Noc Wagantów na zamku w Oporowie. Warto też wspomnieć o organizowanych od 1969 r. Festiwalach Studenckiej Piosenki Turystycznej w Poznaniu. W tym samym roku zorganizowano w Komańczy pierwszy „Bieszczadzki Jarmark” (dziś jest on już niestety tylko historią). Od 1972 roku turystyczna nuta brzmiała także na „Bakcynaliach” w Lublinie. Inne tego typu spotkania to Przegląd Piosenki w Żaganiu, Rajd z Piosenką w Uniejowie (od 1976r.), „Tartak” w Warszawie i „Baja” w Łodzi (od 1979r.), a także „Włóczęga” w Zielonej Górze (od około 1975r.). Warto wspomnieć też nasze lokalne przeglądy piosenki turystycznej w okolicach Sanoka i Brzozowa. Od 1974 r. organizowane było Forum Piosenki Rajdowej o Laur Bieszczadzkiego Barda" w Lesku, a także brzozowski „Przegląd Piosenki Turystycznej" w latach 1980-84. Znana również była Wojewódzka Giełda Piosenki Turystycznej i Ekologicznej w Dukli. Wymieniając brzozowski Przegląd… warto wspomnieć, że w środowisku turystycznym Brzozowa piosenkę turystyczną tworzyli i grali Jurek Zgódka, Piotrek Długosz a potem Mirek Pilch z klubu turystycznego „Trepy”.
Bardzo liczna i aktywnie uczestnicząca w śpiewaniu publiczność, muzykowanie do rana, łzy wzruszenia i wspólna zabawa to wszystko było nieodłącznym składnikiem masowych spotkań z piosenką turystyczną…
Jednym słowem, w latach siedemdziesiątych, kiedy to ze szczególnym natężeniem rozwijała się turystyka, towarzyszące jej wszędzie śpiewanie rosło w siłę i popularność. Częstsze w tym czasie studenckie wyjazdy indywidualne oraz tzw. wyjazdy trampingowe i zagraniczne obozy wędrowne poszerzały polskie kontakty z kulturą studencką innych krajów oraz ze szczególnie wówczas popularną „kulturą szlaku”. Wyjeżdżając w grupach trampingowych polscy studenci śpiewali wieczorami w schroniskach, namiotach i hotelach polskie i międzynarodowe piosenki turystyczne, ludowe, poetyckie, patriotyczne itd.
Organizowane liczne przeglądy, spowodowały jednak sporą dysproporcję w piosence turystycznej. Wzrost jej ambicjonalnych muzycznych poziomów, podnoszenie w niej walorów artystycznych i estradowych, spowodował, że zaczęto ją dzielić na piosenkę „do śpiewania” i „do słuchania”. Nie wpływało to zbyt dobrze na wzrost jej popularności w środowiskach turystycznych, choć oczywiście nie podcinano jej jeszcze skrzydeł. Nie była to już jednak „eksplozja” turystycznego śpiewu… „To, co było, minęło, to, co było nie wróci. Tylko wiatr, wędrowny wiatr nasze piosenki nuci…”. Profesjonalizm, kunszt, a niekiedy też rywalizacja estradowa spowodowały, że zaginęła gdzieś swoboda i wolność tej piosenki.
O indywidualnych twórcach piosenek turystycznych z tego okresu można pisać wiele. Były to wielkie osobowości, potrafiące w słowach piosenek oddać zarówno swoją wieczną pogoń za wolnością i beztroską, ale także głębokie myśli o życiu, codzienności i przemijaniu.
Na YAPIE oraz BAZUNIE stawiali swoje pierwsze estradowe kroki między innymi tacy wokaliści i zespoły jak: Wolna Grupa Bukowina, Stare Dobre Małżeństwo, grupa „Bez Jacka”, Robert Kasprzycki, Olek Grotowski, EKT Gdynia, Elżbieta Adamiak, Andrzej Wierzbicki i inni. Warto zapoznać się z ich twórczością muzyczną. Zachęcam też do sięgnięcia po teksty piosenek wędrownych takich wspaniałych twórców jak Jerzy Harasymowicz, Adam Ziemianin, Wojtek Bellon, Edward Stachura i wielu, wielu innych, warto posłuchać piosenki turystycznej z jej najbardziej autentycznego nurtu, który tworzył Andrzej Mróz, czy Adam Drąg oraz tekstów poetycko - turystycznych Andrzeja Wierzbickiego. Oto fragment jednej z nich:
„…Beskidzie, malowany cerkiewny dach
Beskidzie, zapach miodu w bukowych pniach
Tutaj wracam, gdy ruda jesień
na przełęcze swój tobół niesie
Słucham bicia dzwonów w przedwieczorny czas
Beskidzie, malowany wiatrami dom
Beskidzie, tutaj słowa inaczej brzmią
Kiedy krzyczę w jesienną ciszę
Kiedy wiatrem szeleszczą liście
Kiedy wolność się tuli w ciepło moich rąk
Gdy jak źrebak się tuli do mych rąk…”
Dzisiaj piosenka turystyczna jest niestety zepchnięta na margines, można powiedzieć też, że ciągle przeżywa swój ponad dwudziestoletni kryzys, choć może nie wszyscy zgodzą się ze mną w tym stwierdzeniu… Czy śpiewana z takim zapałem przy ogniskach i podczas pieszych wędrówek dwadzieścia, trzydzieści lat temu kiedyś znowu wróci do łask? Czy jednak to „co było nie wróci i szaty rozdzierać by próżno…”?
Kiedyś udało mi się odrobinę tej muzyki zaszczepić wśród młodych ludzi z niedużego środowiska na Podkarpaciu, w którym przyszło mi pracować. Ale niepielęgnowana roślina zwykle więdnie, zatem to, co „zasiałam”, niekoniecznie musi przynieść jakikolwiek owoc… Odczuwałam jednak, choć przez te kilka lat - satysfakcję, że obudziłam, a może nawet, nieskromnie mówiąc, zapoczątkowałam w tym środowisku to, co było tam znane trzydzieści lat temu, lecz mimo wszystko, wzbudziło zainteresowanie i akceptację. I choć wprowadziłam to w sposób spontaniczny i „kuchennymi drzwiami”, jak to określił jeden z moich znajomych krytyków, było warto! Trzeba rozwijać zainteresowanie turystyką i śpiewem wśród młodych ludzi, bowiem inaczej nigdy nie sprawdzimy, czy powrót do takich utworów jeszcze kiedykolwiek się uda, czy współczesne czasy całkowicie temu przeczą…
Bo przecież, jak powiedział kiedyś Wojtek Bellon: „Chodzi o to, żeby razem śpiewać i być ze sobą w tym śpiewaniu…”.
Jagoda-Jadwiga Rajtar-Żaczek
Opracowanie powstało w oparciu o materiały własne, także własne przemyślenia, publikacje K. Łopacińskiego „Studencka piosenka turystyczna w dobie globalizacji”, „Studencka piosenka turystyczna Zaraza przyszła ze Wschodu.”, T. J. Chmielewskiego „Zarys historii i klasyfikacji piosenki turystycznej”, materiały arch. J. Wolaka oraz wywiady, uwagi i spostrzeżenia zaczerpnięte od wielu twórców turystycznej piosenki, o czym pisali na stronach www)
Od redakcji portalu:
Zapytaliśmy autorkę, skąd ten podtytuł „Mirkowi na podzwonne”…? W rozmowie z Panią Jadwigą dowiadujemy się, że sama gra piosenkę turystyczną od dawna i zaraziła nią swoich byłych uczniów. Pamięta, że w okresie szkoły podstawowej była na rajdzie, gdzie zaproszony młody człowiek, na zakończeniu ich szkolnego rajdu, grał na gitarze piosenki turystyczne od wieczora do rana, nawet kiedy przy ognisku rajdowym zostało kilkoro z nich - wytrwałych słuchaczy. Pamięta, że grający miał na imię Mirek.
On ciągle grał coś nowego, coś innego. Bardzo jej wówczas zaimponował. Kiedy dostała od rodziców swą pierwszą gitarę, w jakiś sposób starała się nawiązać do Jego grania, choć gdzież jej było do niego… Jagoda-Jadwiga Rajtar-Żaczek
Ale po latach sama znała już setki tych piosenek, którymi chciała się podzielić z innymi, a było to już kiedy po studiach uniwersyteckich zaczęła pracę jako nauczyciel w Szkole Podstawowej w Krzemiennej na Podkarpaciu. Wówczas powstał pomysł o utworzeniu szkolnego zespołu piosenki turystycznej. I tak powstał w 2005 r. zespół „Krzemienianki”. Pisaliśmy o tym, na naszym portalu (kliknij tu, aby zobaczyć tekst). Po latach anonimowy Mirek okazał się Mirkiem Pilchem z klubu turystycznego „Trepy” w Brzozowie. Autorka miała jeszcze raz okazję spotkać się z nim, zanim zmarł.
Stąd też jej hołd dla Mirka...
To co pisząca prezentuje w szerokim i dość dokładnym opracowaniu – historii piosenki turystycznej, temacie w zasadzie nie podejmowanym, bowiem o piosence się czasem mówi a generalnie ją śpiewa… i mało kto chciałby się poświęcić na dogłębne ujęcie tematu - zasługuje na wyróżnienie i uznanie. Nam znane są tylko dwa przypadki podobnych opracowań, ten byłby trzecim; a gdyby nawet dziesiątym… też wart jest szerszej popularyzacji niż tylko stronie „Krzemienianek", więc za zgodą autorki zamieszczamy na naszym portalu.
Mirkowi, tam na połoninach niebieskich, zapewne też się podoba…