Menu
Dzisiaj jest: 1 Listopad 2024    |    Imieniny obchodzą: Dziś jest Wszystkich Świętych
NAJNOWSZE:

Wypadek drogowy w Warze

  • Dział: Inne

Dziś rano, około 8.30 na skrzyżowaniu w Warze doszło do wypadku drogowego. Jak wynika ze wstępnych ustaleń policjantów, 50-letni mężczyzna kierujący dostawczym volkswagenem, skręcając w lewo nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu 63-letnimu rowerzyście, mieszkańcowi Wary. W wyniku zderzenia ranny został rowerzysta, i został przewieziony do szpitala w Brzozowie,  gdzie okazało się, że doznał urazu kręgosłupa i stłuczenia biodra. Obaj kierujący byli trzeźwi.

 Policja apeluje do kierowców czterośladów, by pamiętali o tym, że rowerzysta to również pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego.

Czasomierze i zagary.

Czasomierze i zegary.

 

Ludność od zarania dziejów, starała się zmierzyć upływający czas, świadczą o tym choćby mity ludów starożytnych. Wiemy, że mierzyli czas za pomocą zegarów słonecznych, piaskowych i wodnych. Wszystkie przetrwały do wieków średnich a piaskowe zwane klepsydrami do czasów współczesnych. Już w XII wieku w klasztorach zaczęto używać zegarów bijących o mechanizmach kółkowych. W XIII wieku powszechniejszymi stały się w Anglii, następnie we Włoszech, Francji i Niemieczech a od XIV wieku także w Polsce. Pierwszym polskim zegarem był krakowski godzinnik wieżowym zamontowany na wieży kościoła N.M.Panny, o którym już w 1390 r. wspominano w Księgach Miasta Krakowa. Jego opis znajdujemy jeszcze w XVII w.: ”...zegar piękną akkomodowany inwencyją. Najprzód każdego dnia globus miesięczny obraca się, wszystkie każdego miesiąca wyrażający kwadry, przytem są 2 niemałe statuy, więc za każdą godziną jedna z nich dzwoni i zębami, jakoby licząc uderza, pokąd bić nie przestanie (...) po zachodzie słońca zawsze tak samo w lecie, jako i zimie każdego czasu godzin 24 wybija jednakowym ciągiem”. W Krakowie w XVI wieku było jeszcze dwa zegary, jeden „ratuszowy” sprowadzony z Norymbergi a drugi na wieży katedry wawelskiej. Także w XV wiecznej Warszawie znajdujący się zegar na ratuszu zastąpiono nowym z warsztatu Pawła z Przemyśla. Poznański, ratuszowy „czasomierz” pojawił się w XVI wieku jako dzieło Barthela Wolfa z Gruben i ten także miał 24-godzinną podziałkę. Zegary te przetrwały średnio do 200 lat, nie znaczy to że były już bezużyteczne, zastępowano je nowszymi, bardziej dokładnymi i bogatszymi w zdobienia, np. nowy XIX wieczny zegar katedry wawelskiej miał już miedzianą tarczę i „opiewał na 8 łokci w przecięciu średnicy. W miarę rozprzestrzeniania się i upowszechniania fachu zegarmistrzowskiego coraz więcej miast miało swoje, jakże piękne zegary. Na przełomie XIX i XX wieku udoskonalano zegary i zegarki, zegarmistrzostwo bowiem stało się poważnym przedsięwzięciem w wielu krajach. W 1831 r. w Szwajcarii osiedlili się polscy zegarmistrzowie: Bandurski,   Gostkowski i najbardziej znany podporucznik Antoni Norbert Patek, uczestnik Powstania Listopadowego. Patek w 1839 wspólnie z innym emigrantem F. Czapkiem założył w Genewie manufakturę wytwarzającą zegarki. W 1845, po rozwiązaniu spółki z F. Czapkiem, rozpoczął współpracę z francuskim wynalazcą (m.in. mechanizmu naciągu główkowego) A. Philippe'em. Powstała wówczas firma Patek-Philippe, która działa do dziś, zegarki stały się najsłynniejsze w świecie acz niewiele osób zna ich polski rodowód.

W XX wieku pierwszą Krajową Fabrykę Zegarów założył w 1901 r. w Krośnie Michał Mięsowicz, 37 letni czeladnik zegarmistrzowski, terminujący w zakładzie swojego ojca Franciszka, praktykujący pod koniec wieku także w zakładach Galicji, Pragi i Wiednia zdobywając tytuł mistrzowski w swoim fachu. W pierwszym roku istnienia fabryki wykonano zegar dla zamku w Birczy a wkrótce powstało dalszych 70. Od początku istnienia zakładu zegary zyskały sympatię w Brzozowskiem. W 1903 r. pierwszy z nich w tym roku został zamontowany na wieży kościoła w Trześniowie, w 1910 kolejny, tym razem w kolegium Ojców Jezuitów w Starej Wsi a piętnaście lat później zgodnie z zamówieniem rajców zegar pojawił się na wieży brzozowskiego ratusza. Na wieżę kościelną Grabownicy trafił taki zegar po zakończeniu budowy (w latach 1913-1926) nowego kościoła. W regionie Podkarpacia wytwory krośnieńskiego zegarmistrza zobaczyć można w Korczynie i Dukli – wieże kościelne; w Rzeszowie i Ropczycach - wieże klasztorne oraz oczywiście w Krośnie – wieża ratusza, dom rodzinny, dzwonnica przy Kościele Farnym i na gmachu sądu. Zastanawiający jest ich brak np. w Sanoku Jaśle czy Lesku, czyżby dla mieszczan tych miast były one za drogie. Nie zdziwmy się jednak, będąc na Helu, że czas na budynku Poczty - też pokaże nam krośnieński zegar, a poza granicami kraju np. we Lwowie, Tarnopolu, Drohobyczu czy Rawie Ruskiej. Sława krośnieńskich zegarów sięgała bardzo daleko, gdyż w okresie 1927-1929 wystawiane były na Targach Poznańskich a w 1929 r. także na Targach Wschodnich we Lwowie.

Najważniejszym fragmentem każdego z zegarów, jego sercem był mechanizm zwany „werkiem”, wykonany z najlepszych stopów metali, pozwalających na długi okres użytkowania. „Wahadło” drewniane zakończone było metalową „szajbą”. Przy mechanizmie głównym umieszczano „tarczę kontrolną” pokazującą tą samą godzinę co na tarczy bądź tarczach głównych. Cały mechanizm znajdował się w drewnianej szafie, umieszczonej nawet o kilka metrów niżej niż tarcze (np. w zegarze brzozowskim). Ważnym elementem były także „młoty dzwonne”, pozwalające na słyszalność wybijania godzin nawet na odległość jednego kilometra. Zegar mógł posiadać także „mechanizm alarmowy” pozwalający po zwolnieniu blokady na długie bicie młotów zegarowych w dzwony, alarmujące tym samym całą okolicę

Zróżnicowane były wielkość i ciężar zegara, co uzależniano nie tylko od wymogów zamawiającego ale także miejsca usytuowania; średnio waga wahała się w granicach od 200 do 800 kg a jego koszt od 2 do 12 tys. zł.

Kieszonkowy zegarek pojawił się także w XV wieku, pierwszy powstał w warsztacie Piotra Hele w Norymberdze i z powodu kształtu zegarki te zwano jajkami norymberskimi a w Polsce zwano je „pektoralikami”. Noszone początkowo na taśmach (przez zacnych mężów) i na wstążkach (przez damy), dopiero później pojawiły się łańcuszki. Epokowym wydarzeniem dla zegarmistrzostwa było wynalezienie w XVII wieku wahadła i zastosowanie go do zegarów. Oprócz zegarów wieżowych na uwagę zasługiwały i zasługują zegary stojące i ścienne. W skarbcu katedralnym na Wawelu znajduje się np. stojący ozdobny zegar złożony podobno przez króla Zygmunta Starego. Zygmunt III Waza miał darować miał darować nuncjuszowi Gaetano zegar w kształcie świątyni, w której uderzeniem godziny poruszała się papieska procesja.

Zegary te przeżywają dziś swój renesans, są zadbane, systematycznie konserwowane, o ich „dusze” dbają współcześni mistrzowie zegarmistrzowscy. I choć każdy z nas posiada w domu lub na ręku nowoczesne „elektroniki” z sympatią jednak spoglądamy się na wieżowe czasomierze, kominkowe cacka czy kieszonkowe już antyki.

A powspominać warto patrząc choćby na nowe zegary, zamontowane na budynku szkolnym w Niebocku, na Urzędzie Gminy w Dydni czy Nozdrzcu, szczególnie gdy w czas „kanikuły” dobiegnie nas głos jego kurantów…

(jww)

Emigracja zarobkowa za ocean.

Emigracja zarobkowa za ocean.

 

Ważnym i nowym elementem rozwoju gospodarczego przełomu XIX/XX wieku były wyjazdy setek tysięcy, a nawet milionów ludzi do innych, bardziej rozwiniętych krajów, w poszukiwaniu pracy i zarobku. Nazwano to emigracją zarobkową. Pierwsze większe migracje miały miejsce w latach 1821-1840, gdzie do innych krajów wyjechało 2 mln ludzi. Faktyczna, masowa migracja nastała dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Sprzyjał temu rozwój komunikacji morskiej, ale przede wszystkim – wzrost liczby mieszkańców Europy o około 200% w ciągu jednego stulecia. W latach 1750-1914 z Europy wyjechało około 60 mln emigrantów. W tym okresie wyjeżdżali ludzie w większości z biednych regionów czy ziem np. jugosłowiańskiej, włoskiej, irlandzkiej, ale i terenów polskich, węgierskich czy czeskich. Jechali w nieznane gnani własną nędzą a jednocześnie nadziejami szybkiego wzbogacenia się, rozsiewanymi zwłaszcza przez agentów werbujących w ten sposób robotników do różnych fabryk czy plantacji. Najwięcej emigrantów kierowało się do Stanów Zjednoczonych oraz Kanady, Australii, Nowej Zelandii, Argentyny a zwłaszcza Brazylii.

Na ziemiach polskich najbiedniejszym regionem była Galicja. Chłopi małorolni stanowili tu ogromną większość, w niektórych powiatach nawet 90% gospodarstw. Sąsiadowały one z wielkimi majątkami ziemskimi bogatej szlachty i arystokracji. Słaby rozwój przemysłu najczęściej uniemożliwiał synom chłopskim znalezienie pracy w mieście. Dlatego niemal wszystkie dzieci pozostawały na wsi, wpływało to na szybkie dzielnie gospodarstw chłopskich na coraz to mniejsze, co w wyniku uniemożliwiało utrzymaniu rodziny.

Stąd też na przełomie XIX/XX wieku z przeludnionych wsi Galicji w tym także z powiatu brzozowskiego „za chlebem” wiele osób migrowało za Ocean. Według licznych ogłoszeń w prasie, ale też tzw. „werbowników” - zachęcano do wyjazdu, organizując lub zapewniając o zorganizowaniu, ułatwieniu wyjazdu wielu rodzinom. Mieszkańcy Podkarpacia niejednokrotnie sprzedawali swe liche gospodarstwa za zaniżoną cenę, aby mieć pieniądze na wyjazd za granicę. Tam upatrywano, bowiem poprawy warunków życia, poprawy biednego losu, tam miał być ich Eden. Wobec coraz większej migracji opiekę nad uchodźcami zaczęło sprawować pow stałe na przełomie wieku Towarzystwo Opieki nad Wychodźca mi. Towarzystwo orga nizowało pomoc w emi gracji do krajów głównie zamorskich, gdzie znajdowały się przedstawicielstwa Austrii (pamiętajmy, że Polska odzyskała niepodległość dopiero w 1918 r.). Towarzystwo za pośred nictwem swych tereno wych przedsta wicieli miało nie tyle zachęcać ile pomagać w przysz łym emigrantom w ułat wieniu zakupu biletu na statek, a na miejscu w znalezieniu lub przy dzieleniu ziemi pod uprawę i budowę domu. Dla wielu pośredników stało się to źródłem niezłego zarobku. Proponując wyjazd pobierano kwotę rzekomo dla załatwienia formalności wyjazdu a w rzeczywistości dwukrotnie większą. Pośrednicy z Galicji docierali ze swoimi ofertami także na teren Węgier, gdzie zachęcali do wyjazdu, zapewniając załatwienie formalności morskich w portach Bałtyckich. Węgrzy na teren Galicji (Podkarpacia) wędrowali pieszo lub dostawali się tu pociągami i stąd właśnie mieli mieć wykupione bilety do Gdańska. Wiele z tych osób nie miało żadnych dokumentów, wierzyli bowiem na słowo, że to się załatwi, że to się uda.

W okresie ostatnich 10 lat XIX wieku tylko do Brazylii z krajów opanowanych przez CK Austrię przyjechało około 1 milion kolonistów. Pomimo, iż Compania Metropolitan, prowadząca przewozy do Brazylii informowała, iż warunki bytowe w Brazylii są bardzo złe, że pogorszyły się warunki pracy i znacznie wzrosły ceny żywności, że klimat nie sprzyja Europejczykom a także, że do Polski wróciło około 10 tysięcy niedoszłych osadników – nie przekazywano tych treści na teren Galicji. A że problemem stały się działania tzw. werbowników może świadczyć pismo skierowane 18 października 1910 r. przez CK Starostę brzozowskiego do Zwierzchności Gminnej w Brzozowie, w którym czytamy: „W skutek pisma Towarzystwa Opieki nad Wychodźcami Opatrzności w Krakowie w dnia 14 października br., zawiadamia się Zwierzchność Gminną, że Towarzystwo powyższe z dniem 14 października 1910 roku cofa swe uprawnienia wydane 15 marca 1910 r. Panu B.T z Brzozowa do prowadzenia biura Opieki nad Wychodźcami Opatrzności w Brzozowie. W skutek tego polecam Zwierzchności Gminnej, aby wezwała Pana T(..), by tenże zaprzestał dalszego prowadzenia biura oraz spraw w zakres tego biura wchodzącego i aby mu poleciła szyld swej firmy bezzwłocznie usunąć...”

Już po krótkim pobycie w Brazylii część z emigrantów przemieściła się do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. W latach 1897-98 do Stanów Zjednoczonych przybyło z Galicji 12420 osób. Według konsulatu w Nowym Jorku – znaczna część ludności padła ofiarą niesumiennych agentów-pośredników, wobec których, z braku jakiejkolwiek wiadomości ludność ta była bezbronna. Wśród tych 12 tysięcy osób 3503 było analfabetami. Stąd też i ze Stanów Zjednoczonych nasi emigranci wyjeżdżali do Ameryki Południowej bądź Kanady.

W pierwszym 10-leciu XX wieku nasiliły się rekrutacje do wyjazdów do Ekwadoru, gdzie zapewniano prace w kopalni złota. Ambasada CK Monarchii Austro-Węgierskiej przestrzegała przed beznadziejnymi warunkami pracy przyszłych emigrantów. Podobnie było z wyjazdami do Nikaragui, pisano m.in. „... kraj ten leży w gorącej strefie amerykańskiej, dla Europejczyków nieznośny, brak tam dróg i szlaków komunikacyjnych...”. Te apele także nie były dostatecznie rozpowszechniane. Emigranci w Ameryce Południowej w zdecydowanej większości przypadków cierpieli gorszą nędzę niż w Galicji. Niemożność znalezienia pracy, obowiązujące ustawy kolonialne nie dające podstaw do otrzymania kredytu gospodarczego na pokonanie pierwszych trudności powodowały głód całych rodzin. Przez krótki okres w Panamie udzielano kolonistom krótkich, 6-miesięcznych pożyczek tj. do zebrania i sprzedania plonów z otrzymanej działki. Zbiory te nie dawały jednak wielu przypadkach dochodów pozwalających na spłaty rat pożyczki i bieżące życie stąd też, aby otrzymać artykuły żywnościowe koloniści musieli pracować 3 dni w tygodniu w lesie, odrabiając zaległe raty. Zakwaterowani po kilka rodzin w jednym baraku, z których często mieli do swych pól lub (lasów gdzie odrabiali pożyczki) po kilka godzin drogi. Stąd też budowa ich własnych domów szła bardzo wolno. Założona przez Towarzystwo Kolejowe „Brasil Railway Company” kolonia Legru przy Porti da Unia oferowała bardzo złą ziemię, stąd też wielu emigrantów, którzy otrzymali tam swoje przydziały, pomimo pożyczek, nie było w stanie utrzymać się i zwracać rat za kredyty. Wielu opuszczało kolonie udając się do miast lub wracając do ojczyzny. Część znalazła zatrudnienie na plantacjach kawy, gdzie oszczędzali zarobki dzienne wynoszące od 4 do 6,5 korony. Często jednak ten zarobek przez właściciela nie był im wypłacany, np., gdy sam właściciel plantacji posiadał zadłużenie, potrącano wówczas z zarobku 30-40%. W początku drugiej dekady XX wieku, aby wyjechać do Kanady emigrant musiał mieć 25$ (tj. 125 koron) i wykazać się nabytą „kartą jazdy” do swego miejsca przeznaczenia w Kanadzie lub wykazać się, że posiada kwotę na zakup takiej karty. Ponadto musiał posiadać po 12,5$ na każde dziecko w wieku 5-18 lat. Gdyby emigrant przebywał do Kanady pomiędzy 1 listopada a ostatnim dniem lutego musiał kwoty te posiadać podwójnie. Były także zwolnienia od ww. kwot w przypadkach, gdy: „...Udawał się jako robotnik rolny do zatrudnienia mu przyobiecanego” i posiadał niezbędne środki do przybycia na miejsce zatrudnienia; gdy emigrantka skierowana została „do pewniej jej przyobiecanej służby domowej” lub, gdy udawano się do krewnego, żona do męża, dziecko do rodziców małoletni do siostry, ale każda z tych osób musiała posiadać źródło stałego utrzymania.

Ruchy migracyjne przerwała pierwsza wojna światowa. Odzyskanie niepodległości Polski i nadzieje z tym związane wstrzymały fale wyjazdów za ocean, częstszą stawała się migracja wewnętrzna, do miast, do pracy w powstających zakładach przemysłowych między innymi Centralnego Okręgu Przemysłowego (COP). Kolejne fale emigracji to dopiero okres przełomu „polskiego sierpnia”, powstała w tym okresie „młoda emigracja” w USA, Australii, Anglii i innych krajach, z którą nie zawsze „stara” emigracja utrzymywała i utrzymuje bliższe kontakty. I wydawałoby się, że zakończyły masowe wyjazdy „za chlebem”, zakończyły jednak tylko na 15 lat. Po naszym wejściu do Unii Europejskiej, pomimo blokady zatrudnienia dla mieszkańców nowych państw unijnych, wielu Polaków pracuje tam nie tylko „na czarno”, bowiem tylko do Anglii, do Londynu w 2004 r. według oficjalnych statystyk wyjechało 30 tys. Polaków, ale można przyjąć, że faktycznie jest ich dwukrotnie więcej, biorąc pod uwagę tzw. „ciemną liczbę”. Czy po zniesieniu blokady zatrudnienia i umożliwieniu podejmowania pracy Polakom „na Zachodzie” Polska będzie tylko sypialnią i krajem ludzi w podeszłym wieku, pokażą najbliższe lata.

 

Jan Wolak

Brzozowski zdrój w fotografii

 Zdjęcia w tym katalogu zostały wykonane przez Antoniego Kościelnago i Jana Kościelnego, pochodzą ze zbiorów rodzinnych Grzegorza Kościelnego. WYKORZYSTYWANIE ZDJĘĆ TU ZAMIESZCZONYCH W JAKIEJKOLWIEK FORMIE, BEZ ZGODY WŁŚCICIELI - ZABRONIONE.

Gmina Brzozów

  • Brzozów
  • Górki
  • Grabownica Starzeńska
  • Humniska
  • Przysietnica
  • Stara Wieś
  • Turze Pole
  • Zmiennica
  •  

Gmina Domaradz

  • Domaradz 
  • Barycz
  • Golcowa

Gmina Dydnia

  • Dydnia
  • Grabówka
  • Hroszówka
  • Jabłonka
  • Jabłonica Ruska
  • Końskie
  • Krzemienna
  • Krzywe
  • Niebocko
  • Niewistka
  • Obarzym
  • Temeszów
  • Ulucz
  • Witryłów
  • Wydrna

Gmina Haczów

  • Buków
  • Haczów
  • Jabłonica Polska
  • Jasionów
  • Malinówka
  • Trześniów
  • Wzdów

Gmina Jasienica Rosielna

  • Jasienica Rosielna
  • Blizne
  • Orzechówka
  • Wola Jasienicka
  •  

Gmina Nozdrzec

  • Nozdrzec
  • Hłudno
  • Huta Poręby
  • Izdebki
  • Siedliska
  • Wara
  • Wesoła
  • Wołodź

Gmina Dynów

  • Dynów
  • Bachórz
  • Dąbrówka Starzeńska
  • Dylągówka
  • Harta
  • Laskówka
  • Łubno
  • Pawłokoma
  • Ulanica
  • Wyręby
  •  

Powiat

  • Warto zobaczyć
  • Inne zdjęcia
  • Regionalne