O duchach przy gołąbkach...
- Napisał Admin
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Gdzie ty z tym stołkiem do kuchni się pchasz ? - Mama rzuciła srogie spojrzenie na mnie.
- Do Ciebie... ja też chcę wyjmować liście...
- No dzie? Kip, parnota ... jeszcze się poparzysz... Ja się kiedyś oparzyłam jak wkładałam kapustę do gotującej wody w blaszaku. Główka była duża i nie chciała się zmieścić to ją rękami pchnęłam, że aż woda się wychlapala na mnie... - mama wyciągała kapuściany liść po liściu z gara i układała na stertkę w blaszanej misce...
W kuchni było gorąco od pieca. Na kuchni oprócz kapusty gotował się ryż i smażyła cebula..
- Obierz z łupy kiełbasę do gołabków... - mama opędzała się odemnie z każdej strony...
- Ja chce widzieć, ja chce gotować... uprzykrzałam się uparcie.
- będziesz starsza to ci mama pozwoli, choć tu , to będziemy robić co innego. Będziesz później se zawijać gołąbki- babcia zawsze miała na mnie sposób.
- Babciuuu, a opowiesz mi o duchach? - zapytałam prosząco...
- Jutro wszystkich świętych to będziemy mówić pacierz za duszami... Wieczne odpoczywanie... No teraz Ty.- babcia nie odpuściła okazji żeby powtórzyć ze mną pacierze...
- A teraz coś o duchach... - dopominalam się. Mama w tym czasie skończyła sparzać kapuściane liście. Teraz szykowała garnek w którym będą się piekły gołąbki. Na dno położyła dwie szczypki drewna i liście kapusty żeby nic nie przywarło.
- Dobrze żeś kiełbasę dostała w sklepie. Teraz to sztuka żeby coś kupić. Pinądze są a nic nima - babcia komentowała sytuację...
- ta jeszcze kartkę na kiełbasę trza było załatwić bo te 80 deka na Ale co to jest, chyba tylko powąchać - mama dodała.
- Taki dobrobyt mamy... - tato się wtrącił w dyskusję - Tyle bydła, świń co się chowa a nic nima...puste sklepy. Żebym jeno talon na traktor dostał, bo ciężko koniem te hektary obrobić. Traktor to majątek, może w prezydium mi przydzielom. Naczelnik niby obiecoł...- tato się rozmarzył...
- Baju, baju, będziesz w raju... Babcia ucięła krótko taty dewagacje. Dadzom ci, dadzom... Ty podpadnięty władzy za Solidarność... niewygodny... owsianym gazem będziesz w polu robił - babcia dodała z przekąsem.
- Babciu o duchach miałaś opowiadać- dopominalam się...
- Mamo, a Ty pamiętasz jak mnie wyprawiłaś na Pietrowkę po borownik na groby? - mama dopytywała babcie...
- Pamiemntom... miałaś ze 13 lat ... Jak wpadłaś do domu to jakbyś ducha zobaczyła...
- Bo zobaczyłam... był koniec października, krotki dzień... po szkole poszłam z Zośka Zarzyki na Pietrowkę bo tylko tam rosły borówki...
- a co to ten borownik? - dopytywałam. - - Suche gałązki borówki farbowało się srebrzanką i była ozdoba na groby- wyjaśniła babcia.
- nie było chryzantemy? - dziwiłam się.
- Ta może i była, ale to bez korzeni długo nie postało - mama skwitowała, jednocześnie mieszała ugotowany ryż z usmażoną na cebulce pokrojoną w kostkę kiełbaską.
- I co było na Pietrówce? - dopytywałam...
- był ciepły dzień, słoneczko świeciło... poszłyśmy we dwie żeby było raźniej... mówili starsi że tam się nie chodzi bo tam straszy... ale nam się tak zachciało i my poszły... ani wiaterku, ani chmurki...I taka cisza... w polu pusto... żywej duszy... I tak idziemy i śpiewamy, a echo z Maćkowa odpowiadało... minęłyśmy te dwie duże trześnie, palmy i weszłyśmy w potok na Pietrowce... pozbieraliśmy borówki i zanim my się obejrzały zaczęło robić się ciemno... I nagle jak się nie zerwie wiatr... jak zaczęło rzucać liśćmi, konarami, wyć, zawodzić... tak my się przeraziły że rzuciłyśmy te pozbierane borówki i dyla... A gdzie tu dom... tak my gnały na oślep, że konary nas podrapały po twarzy, fartuszki my pozdzieraly, a chustki gdyby nie zawiązane pod brodą były, to by nam spadły. Dopiero pod Hadukową lipą my stanęły ... jedna i druga wyglądała strasznie... chustka zdarta na plecach, całe w dziadach i zdrapane... Tak my nic nie przyniosły i jeszcze przestraszone... jedna na drugą popozierała i tak my się rozeszły każda w swoją stronę. Po temu już nigdy tam nie poszłam...
- I co to tam tak wyło? Co tam było? - pytałam zaciekawiona karmiąc kota skórkami z kiełbasy.
- A kto to wie... Z dawien dawna mówili, że na Pietrowce straszy... lepiej tam nie łazić ... - babcia skwitowała. Mama zwijała gołąbki i układała w niebieskim, starym garnku bez ucha... To była taka brytfanka 1,0... prototyp. Gołąbki spoczywały pod pierzynką z liści kapuścianych, co by się od góry nie przypaliły i tak zabezpieczone trafiały w czeluści bradrury... tam po kilku godzinach klekotania wypiekli się smakowicie... A razem z przyrumienionym masełkiem smakowały wybornie...
Kapusta, ryż, kiełbaska, cebula, masło... niby nic nadzwyczajnego , a jednak ... mniam... i do tego okraszone opowieściami o duchach...
A na Krzywiecką Pietrówkę jeszcze wrócimy po dreszczyk emocji i gęsią skórkę...
Alicja