Dziś Matki Boskiej Siewnej... (8 IX)
- Napisał Admin
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
-Trza jechać siać zboże, bo pogoda piękna i świadczy, że dwa tygodnie tak bedzie... ciepło i bez wiatru ...tylko korzystać - babcia Stasia rozporządziła co ma być.
- Worki ze zbożem gotowe, pole wyrobione , tylko zaprzęgać konia i wio - tato potwierdził.
- Tylko nie zapomnij zboża ze święconego ziela - babcia podpowiedziała.
-Ala, przynieś ziele i wodę świeconą - tato "od ręki " poprosił.
- Ale którą wodę? Tą z węgielkiem czy bez? Chciałam się upewnić bo w domu były dwie buteleczki .
- Wszystko jedno, obie święcone - babcia odpowiedziała. A pojedziesz z tatą w pole to mu co pomożesz. Bodyj konia potrzymasz na licu, albo co tam trza bedzie.. będziesz słyszeć jak jelenie ryczą w Maćkowie, jak żurawie polecą i dzikie gęsi... A może echo już jest to będziesz wołać...- babcia mnie usilnie zachęcała...
- Babciu? A czemu się do żurawi woła "kluczem, kluczem"? A kto to w lesie odpowiada? A to prawda że dziś Matka Boska bedzie po polu chodzić? - moich pytań nie było końca...
- Wszystko Ci powiem , ale teraz weź se co na siebie, czapkę na głowę i wodę do karafki. Idź do taty bo mu bedzie razni - i tak babcia mnie wyprawiła "za dzioł" siać pszenicę .
Tato nakładał pękate worki pachnącej pszenicy na "żelazny wóz". Zebrał konia, polecił mi przenieść kosz do siania, a sam położył derkę. Derka służyła jako siedzenie, a w polu jako nakrycie zgrzanego konia. Mama pokropiła świeconą wodą nas , zboże i konia, tato powiedział " w Imię Boże" i tak ruszyliśmy w pole.
Tato szedł przy wozie, a ja siedziałam dumnie na worku z przenicą i trzymałam lice.
- Hetta w prawo, wiśta w lewo, wio prosto, nazad do tyłu - tato uczył mnie "kierowania" koniem.
- Wio, wio Kuba, wio... pokrzykiwałam na konia. Droga wiodła wąwozem w górę... młode buczki, leszczyna i tarnina tworzyły bajkową aleję... Konik wymachiwał długim, sumiastym ogonem, parskał i parł do przodu. Wyjechaliśmy na Dział i dalej wzdłuż "Doliny" na nasze pole.. błękitne niebo, szare gotowe na siew połacie ziemi, a wokół potoki i las Maćków z Temeszowskim Folwarkiem.
Tato wyprzegnął konia, wsypał zboża do kosza siewnego , założył go na siebie, jeszcze raz się przeżegnał i ze słowami "Szczęście Boże"zaczął siew...
Mi się oczywiście nudziło... żurawie akurat nie leciały, rykowisko jakoś ucichło i na próżno wypatrywałam Matki Bożej, co chodziła po polach i siała zboże...
Z tej nudy pozbierałam z pola gałązki , co okazało się psotą, bo tato miał poznaczone w ten sposób sektory do obsiania...
Po powrocie do domu tato wyraził obawę o jakość siewu i stwierdził, że trzeba się modlić, żeby "mijaków nie było w pszenicy".
No cóż, nikt nie zagwarantuje że jak weźmiesz 6- letnią córkę w pole to będzie wielka pomoc... Może moja pomoc była mizerna, ale ja mam dziś piękne wspomnienia i zaszczepioną miłość do wsi, roli i tego porządku rzeczy...
Alicja