Menu
Dzisiaj jest: 19 Kwiecień 2024    |    Imieniny obchodzą: Adolf, Leon, Tymon

KARNAWAŁOWE WSPOMNIENIA

„Karnawału czas się zaczął

Pora zabaw, uciech, harców

Spod kopyta mroźnym śniegiem

W odurzanych „rajskim chlebem”

Sypło z ostra, wśród radości

Bo za chwilę w kalendarzu

Środa postna już zagości

I w pokorze schylim głowę

By popiołem wszyscy społem

Posypani, poznawali tajemnice:

Że z popiołu znowu w popiół

Wszyscy czasem się zmienimy

Karnawałowe szaleństwo, zabawy były różne, w różnym okresie czasowym. Chciałabym sięgnąć pamięcią kilka dziesiątek lat wstecz, gdy żyli jeszcze moi rodzice, gdy żyło się zupełnie inaczej niż dzisiaj, gdy wszystko chyba inaczej wyglądało niż w czasie obecnym. Ani rodzicie, ani my jako młodzi nie mieliśmy takich dóbr, które mają już moi wnukowie i ich rówieśnicy, dla nich moje opowieści, które w sercu noszę, są jak mi się zdaje – nie pojęte, niezrozumiałe, nie mające miejsca w ich czasie życiowym, ale nie było na swój sposób źle, może tylko czasem…  było na pewno biednej, ale ludzie życi godnie, po sąsiedzku, nie odgradzali się wysokimi płotami, mili czas na rozmowę, choć wszystkie niemal prace wykonywało się ręcznie, nie żyło się od godziny do godziny, inna była szczęśliwość międzyludzka.

            W okresie karnawału odbywały się również zabawy, najczęściej organizowane przez kobiety z KGW w porozumieniu większości z nauczycielami, a jeżeli była to mała 3-klasowa szkoła, to było łatwiej się dogadać, bo był tylko jeden nauczyciel. Pamiętam, że jako młoda mężatka wspólnie z innymi kobietami, przygotowałyśmy oczywiście w szkole za pozwoleniem jej „szefa” zabawę karnawałową,  bo nie było innego miejsca na wspólne biesiadowanie. We  własnym zakresie zostały zrobione kanapki biały ser, odrobina kiełbasy, ogórek kiszony, bo był w każdym gospodarstwie. Nie brakowało żadnych przekąsek, jadło w karnawale na zabawie musiało być.  Na taką zabawę robiłyśmy zaproszenia, a że miejscowość jest mała to wszyscy je dostali, choć czasem były problemy z miejscami, ale co tam… dołożyło się od stolarza jakąś deskę, okryto ją kocem i siedzenie było wtedy w bród. Zaproszeni mieszkańcy, okazywali się gośćmi honorowymi, każdy „coś” ze sobą przyniósł, postawił na stole, sałatki (królowała jarzynowa), chleb, kto miał ubitego świniaka to tez przyniósł trochę podrobów, nie brakowało nigdy „wody rozmownej”, bo to ona była przepustką do dodania sobie humoru, odwagi. 

            Nie pamiętam, aby był skład orkiestry, nie… z drugiej wsi zamówiłyśmy muzykanta, który w miarę grał na harmonii, albo na organkach i choć ogólnie było zimno, bo zimy były srogie, mrozy czasem siarczyste, to nogi pod stołem same tańczyły a potem to już każdy z każdym wywijał jak umiał, aż pot z czoła spływał.  Trzeba przyznać, że musiało też być dobre zdrowie, bo dzisiaj nawet w śmiałym myśleniu nie mogę sobie tego wytłumaczyć. I tak zabawa trwała, stopy od spodu aż piekły, często z niewygodnych butów jak i od tego, że nogi były nieco zastałe.

            A nad ranem, zamiast wychodzić, to często się wygramoliło, bo w głowie szumiało i ze śpiewem na ustach do domu. A muzykant? Biedy ciągnął ten akordeon, często nie zapięty i resztki drgań, dźwięków bolesnych się z niego wydobywało. Do swego domu nie doszedł, bo był podwójnie zmęczony, od grania i od tańcowania, bo grzecznościowo kobiety z nim tańczyły,  a reszta śpiewała „Domowa” też w głowie szumiała i kto miał większą ilość izb mieszkalnych to tego zmęczonego muzykanta zabierał do siebie. Przy takich zabawach czy innych spotkaniach bardzo dużo śpiewano ludowych piosenek, nie jedną zwrotkę, ale cały ich ciąg, nie raz było już do znudzenia ich słuchać, a to jeszcze ktoś sobie przypomniał dalszy ciąg… i się ciągło.

            Pamiętam też inna zabawę karnawałową, która też była zorganizowana przez kobiety w budynku szkolnym, w którym mieszkało młode małżeństwo nauczycieli w tzw. „służbówce”, bardzo mili ludzie, szybko ‘wtopili się” w nasze społeczeństwo. W lecie pomagali ludziom w pracach polowych, za co byli ogólnie szanowani, w zimie gdy czasu było więcej, w karnawale wspólnymi siłami zrobiliśmy zabawę. Goście, mieszkańcy tej miejscowości, oczywiście wszyscy zaproszeni, a że była to cała społeczność, układało się koncert życzeń z dołączoną zwrotką lub refrenem piosenki zagranej przez muzykanta na harmonii.  A że ludzie zostali docenieni w szczególny dla każdego sposób, honorowo do kapelusza wrzucali datki, ręką jak najdłużej wyciągniętą, aby sąsiad po prawej czy lewej stronie widział hojność… czy to śmieszne?... dzisiaj tak, ale wtedy nie… i Urząd Skarbowy też za taki trick nikogo nie ścigał. I tak zabawa trwała, tańce, przegryzka, „księżycowy blask” rozświetlał stoły i umysły, domowe gatunki win dodawały retuszu, żarty zakropione miejscową gwarą, która w uszach świdrowała aż do bólu, niektórzy odwracali głowy, udając, że nie słyszą.  A muzykant grał i grał… . Grubo po północy czas do domu, wszyscy się żegnali więcej niż jeden raz, ściskali i nieskromne całusy dawali, że końca nie było… policzki piekły, a tu jeszcze ten czy tamta chce się przy rozstaniu pożegnać, a że wszyscy z jednego sioła to czemu nie?...

            W końcu stoję już nieco zmarznięta, zmęczona, mimo kożucha, który na mnie spoczywał, czekam az mój szanowny małżonek ubierze swój kożuch i pójdziemy do domu, bo mróz był znowu siarczysty, a ten biedak pcha ręce do rękawów i nie może trafić i nie daje rady... mimo wielkiego wysiłku jaki w to ubieranie wkładał, nie dał rady, był słabszy niż myślałam.  Stoję tak, tym wszystkim już znudzona i zła, ale w tej chwili myślą dość inteligentną błysnął właśnie ten młody nauczyciel, który zapytał: czt ty dobry kożuch ubierasz? Bo on coś za mały… czy to jest twój? I tak wszyscy, którzy jeszcze byli, patrzą po sobie, po tym nieszczęsnym odzieniu, które mąż tak usilnie chciał na siebie wdziać i tak się wszyscy śmiać zaczęli, szczerze, głośno… ja patrzę co się dzieje, bo jeszcze do mnie nie dotarło, a oni się śmieją i śmieją… dlaczego? Okazało  się, że to ja, bardzo wygodnie stoję w kożuchu mojego męża, jest mi całkiem dobrze, a karnawałowy „Walenty” nie może się ubrać w damski długi obszyciem u spodu kożuch.

            Do dzisiaj jesteśmy w kontakcie z byłym nauczycielem (obecnie pełni inna funkcję zawodową) i nie raz, niekoniecznie przy lampce wina, wspominamy tę historyjkę, która zawsze jest jakby świeża i zawsze towarzyszy nam przy tym śmiech. Obawiam się tylko, że z upływem czasu może być ona ubrana w inną „szatę” opowiadania.

            Pamiętam też trzecie takie karnawałowe przy zabawie „szaleństwo”. Miejscowość, w której mieszkam jest jakby przedsionkiem dużej wsi, nie było jednak jak pisałam sali do zabaw takiej murowanej. Był jednak zbudowany przez miejscowych społeczników oraz ludzi dobrej woli drewniany budynek. Drewna tęgiego było w nim nie wiele tylko tyle, by ściany boczne z desek miały być do czego przybite. Wiadomo, mróz, śnieg, słońce i deszcz, między deskami zrobiły prześwity, w lecie dla słońca, w zimie wiatr z mrozem mógł w tej pustce tańcować.  Stoły były ustawione bliżej ścian, by na środku było miejsce do tańca, po jednej i drugiej stronie stołu, najczęściej deski (zamiast krzeseł) jako siedziska, spoczywały na podłożonych pustakach czy drewnianych klockach, pokryte przyniesionymi z domów „kapami” bo strach było usiąść na takie zimne siedzenie. Dzisiaj to chyba każdy miałby choroby układu moczowego. Stoły drewniane również zrobione z desek, tzw. „krzyżaki” – nazwa zapewne pochodziła od skrzyżowanych pod spodem nóg, te krzyżowiny dodawały stabilności, dłuższemu niż zwykle stołowi.  Przykryte były białym płótnem, nie pamiętam natomiast żadnych serwetek czy innych ozdobników, na stole chleb pieczony, sałatki, były też owoce jako rarytas zdobyte gdzieś i przez kogoś – pomarańcze. Wędlina też w tym okresie miał swoje honorowe miejsce, podawano jako danie gorące i szybkie – czerwony barszcz, żurek i bardzo często bigos, wcześniej przez którąś kobietę w domu ugotowany. Placki domowego wypieku pyszniły się dumnie, drożdżowe ciasta jeszcze na początku zabawy pachniały świeżymi drożdżami a potem, w trakcie trwania zabawy obsychały. Zwykła kiełbasa zaczęła udawać salami, odwijała się po bokach, chleb wysychał napompowany oparami potu, dymu papierosowego, a czasem i chlapnięty alkoholem z drżącej ręki. Ciepło na takiej Sali dostarczane było z piecyka na trzech nogach, masywnego żeliwnego,  stojącego w kącie. Jak się nagrzał taki piecyk to był prawie czerwony, ale jego ciepło nie długo trwało, bo z zewnątrz wiatr i mróz sprytnie się wkradał szparami i studził wnętrze.

            Modne w tych czasach garnitury męskie z bistoru (nie każdy mężczyzna jeszcze wtedy go miał) były bardzo nie odporne na gorączkę jaka biła od tego pieca i biedny ten, który szczęśliwy w tańcu, wyginając się, dotknął tego pieca, tkanina się stopiła, pozostawiając w tym miejscu dziurę. Autentyczny przypadek – co zrobić, garnituru szkoda, żona trąca męża, że się tak wygłupiał, złościła się, ale to już po fakcie. Garnitur trzeba było dać do krawcowej (a wtedy ich po wsiach nie brakowało), która gdzieś z całości ubrania,  z jakiejś zaszewki wycięła kawałek tkaniny i prawie bez śladu załatała tę wypaloną dziurę.

            Kobiety na zabawę nie zmieniały butów zimowych na np. szpilki, było to niemożliwe ze względu na warunki w jakich odbywały się takie zabawy. Toalety?... No cóż…kto wytrzymały, to wytrzymał do końca zabawy, ale takich było nie wielu, reszta uczestników chcąc skorzystać z toalety wychodziła zwyczajnie na zewnątrz, za ścianę sali, załatwiła potrzeby fizjologiczne, albo korzystano z polowego „wychodka”, małej drewnianej budki z wyciętym serduszkiem, a że było ciemno, bo świateł jeszcze nie było, to obuwie mokło w tym moczu, drażniącym nozdrza nosa.  By wejść na salę po takim wyjściu do „toalety” trzeba było buty dobrze w śniegu wycierać.

Danuta Czaja

Ostatnio zmienianypiątek, 10 lipiec 2015 00:25
Powrót na górę

Gmina Brzozów

  • Brzozów
  • Górki
  • Grabownica Starzeńska
  • Humniska
  • Przysietnica
  • Stara Wieś
  • Turze Pole
  • Zmiennica
  •  

Gmina Domaradz

  • Domaradz 
  • Barycz
  • Golcowa

Gmina Dydnia

  • Dydnia
  • Grabówka
  • Hroszówka
  • Jabłonka
  • Jabłonica Ruska
  • Końskie
  • Krzemienna
  • Krzywe
  • Niebocko
  • Niewistka
  • Obarzym
  • Temeszów
  • Ulucz
  • Witryłów
  • Wydrna

Gmina Haczów

  • Buków
  • Haczów
  • Jabłonica Polska
  • Jasionów
  • Malinówka
  • Trześniów
  • Wzdów

Gmina Jasienica Rosielna

  • Jasienica Rosielna
  • Blizne
  • Orzechówka
  • Wola Jasienicka
  •  

Gmina Nozdrzec

  • Nozdrzec
  • Hłudno
  • Huta Poręby
  • Izdebki
  • Siedliska
  • Wara
  • Wesoła
  • Wołodź

Gmina Dynów

  • Dynów
  • Bachórz
  • Dąbrówka Starzeńska
  • Dylągówka
  • Harta
  • Laskówka
  • Łubno
  • Pawłokoma
  • Ulanica
  • Wyręby
  •  

Powiat

  • Warto zobaczyć
  • Inne zdjęcia
  • Regionalne