Frontowa Wigilia
- Napisał Admin
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
To mogło wydarzyć się na każdym froncie. Frontowa Wigilia we Flandrii 1914 roku była jednym z najbardziej zdumiewającym epizodem w historii Wielkiej Wojny. Był zwyczajny żołnierski poranek. Tego dnia nic nie zapowiadało na zmiany na zachodnim froncie. Zwyczajny poranek jakich wiele… A jednak coś się musiało tego wydarzyć. Nie była to cisza przed burzą… „Nie miałem jeszcze w rękach czegoś tak poruszającego” skomentował angielski historyk Felix Pryor, komentując wystawiony na licytację w domu aukcyjnym Bonhams pewien intrygujący list. Autorem jego był Nieznany Żołnierz La Grande Guerre który relacjonował swojej matce jedyne w swoim rodzaju wydarzenia wojenne. „…Po śniadaniu rozegraliśmy mecz piłki nożnej. Kilku Niemców przyszło sobie popatrzeć. Wysłali też grupkę swoich, żeby pochować snajpera, którego zastrzeliliśmy wczoraj. Kilku naszych poszło im pomóc… Tuż przed obiadem uścisnąłem jeszcze rękę kilku Niemcom, z jednym zamieniłem swoją kominiarkę na czapkę. Częstowaliśmy się papierosami. Powiedzieli, że nie będą do nas strzelać, jeśli my też nie będziemy. W taki sposób cieszyliśmy się naszym Bożym Narodzeniem…” Nie udało się ustalić kto właściwie pisał ten rodzinny list. Nie zachowało się nazwisko ani też koperta. Podobnych relacji było kilka. Na ich podstawie odtworzono wydarzenia tego dnia na kilku odcinkach zachodniego frontu. Tego dnia… jaki on był, czy mroźny czy padał śnieg? Wojna trwała już czwarty miesiąc i nic nie zapowiadało jej szybkiego zakończenia, co głosiła propaganda obu walczących stron. Trwała wyniszczająca wojna pozycyjna. Żołnierze grzęźli w błotnistych okopach wśród znienawidzonych szczurów tak bliskich martwych ciał na Ziemi Niczyjej. Dopiero w grudniu ziemia zamarzła, minęły szare słotne dni i wyjrzało upragnione przez walczących błękitne niebo. Władcy także nie zapomnieli o swoich piechurach, Anglicy otrzymali metalowe pudełka z czekoladkami i papierosami od księżnej Mary, niemieccy żołnierze od cesarza Wilhelma II otrzymali cygara… Te dowody pamięci miały wzmocnić morale tkwiących na pozycjach, jednak przywracały one wspomnienia o rodzinnych stronach. „… Tak oto biegły nasze dni w wytężonej monotonii, przerywanej krótkimi okresami odpoczynku. Ale również w okopie można było przeżyć wiele pięknych godzin. Często siedziałem w poczuciu komfortowego bezpieczeństwa przy stole w swoim małym schronie, którego surowe, obwieszone bronią drewniane ściany przypominały Dziki Zachód, piłem filiżankę herbaty, paliłem i czytałem… Od czujek dobiegało stąpanie ciężkich równomiernych kroków… rozbrzmiewał monotonny krzyk, gdy warty spotykały się w okopie. Zobojętniałe ucho z trudem rejestrowało nigdy nie cichnący ogień karabinów” wspominał ten okres Ernst Junger. Święta Bożego Narodzenia walczące strony miały spędzić na swoich pozycjach. Na linii frontu zapadła cisza. Tom w liście do swoich wspominał:
„ … Moja droga siostro Janet. Jest druga w nocy i większość naszych mężczyzn śpi w swoich schronach jednak ja nie mogłem zasnąć nie napisawszy wpierw do Ciebie z okazji Wigilii. Tak naprawdę to co się wydarzyło wydaje się wymysłem i gdybym sam przez to nie przeszedł, nie uwierzyłbym raczej w to. Wyobraź sobie, podczas gdy Ty i rodzina śpiewacie kolędy siedząc przed kominkiem, ja robię to samo z wrogiem tutaj na francuskim polu bitwy…. Jak Ci wcześniej pisałem mało się odbyło poważnych bitew ostatnio. Pierwsze bitwy zostawiły po sobie tyle trupów, że teraz obie strony muszą się wstrzymać aż do nadejścia posiłków. Więc większość czasu siedzimy w okopach i czekamy. No i deszcz pada prawie codziennie. Oczywiście zbiera się w naszych okopach i musimy wylewać go naszymi garnkami i patelniami. Pomimo tego jednak jesteśmy bardzo ciekawi niemieckich żołnierzy po drugiej stronie. Przecież stawiali czoła tym samym niebezpieczeństwom i przedzierali się przez to same błoto. Pomiędzy nami jest Ziemia Niczyja podzielona po obu stronach drutem kolczastym, a jednak byli na tyle blisko, że słyszymy ich głosy… Dopiero wczoraj rankiem w Wigilię nadszedł pierwszy mróz. Pomimo tego że było nam zimno, przywitaliśmy to uczucie gdyż przynajmniej błoto zamarzło. Wszystko było pokryte białym mrozem podczas gdy słońce świeciło jasno nad nami. Idealna świąteczna pogoda. Poszedłem do schronu odpocząć i leżąc musiałem zasnąć. Nagle mój przyjaciel John zaczął mną potrząsać mówiąc „Chodź i zobacz. Zobacz co Niemcy robią” Chwyciłem mój karabin wygrzebałem się z okopu i wystawiłem ostrożnie głowę zza worków z piaskiem. Nigdy nie zobaczę widoku bardziej dziwniejszego i cudownego. Zwoje małych światełek świeciły wzdłuż całej linii niemieckiej tam gdzie oczy sięgały. I tak było. Niemcy położyli choinki świąteczne przed swoimi okopami jakby znak dobrej woli. I wtedy usłyszeliśmy ich głosy śpiewające „Cicha noc, święta noc…” Gdy ucichł zasłuchani angielscy żołnierze też zaintonowali kolędę. Chwilę potem śpiewano Adeste Fideles, Przybądźcie dziś wierni. Jeden z niemieckich żołnierzy zawołał „Adeste Angliku” Nie będziemy strzelać, wy też nie strzelajcie”. Nastała godzina tak upragniona przez wszystkich, godzina świątecznego rozejmu. Nikt się tego nie spodziewał a jednak z okopów wroga wyszło czterech Niemców. Przeszli oni kilka kroków zatrzymali się, pokazali że nie maja broni. Jeden z Niemców zawołał oficera na rozmowę. Kapitan Edward Hulse z 2 Pułku Gwardii Szkockiej zdecydował się aby odpowiedzieć na to wezwanie. Poszedł do parlamentariuszy. Zapisał w dzienniku” Rozmawiałem z niemieckim oficerem w randze kapitana. Poczęstował mnie cygarem i zobowiązał się, że do północy żadna ze stron nie otworzy ognia.” Żołnierze którzy w tym magicznym dniu spotkali się na ziemi niczyjej , nie byli do końca sobie obcy. Tkwiąc w nieprzyjaznych okopach niejednokrotnie słyszeli swoje rozmowy, czuli zapach polowej kuchni. Decyzje o przerwaniu walki podejmowali dowódcy niższego szczebla dlatego też zawieszenie broni nazwano „rozejmem kapitanów”. Tom wspominał: „ zaraz zapaliliśmy ognisko i zmieszaliśmy się razem, brytyjskie khaki z niemiecką szarością. Muszę przyznać, że Niemcy byli lepiej ubrani, mieli świeższe mundury od święta… I nawet Ci, którzy nie potrafili rozmawiać nadal mogli wymieniać się prezentami, nasze papierosy za ich cygara, nasza herbata za ich kawę, nasze konserwy z wołowiny za ich kiełbaski. Robiło się coraz później, wymienialiśmy się kilkoma jeszcze piosenkami wokół ogniska i wtedy zaśpiewaliśmy Auld Lang Syne, Stare Dobre Czasy. Wtedy się rozeszliśmy obiecując sobie, że się jeszcze spotkamy jutro i nawet pogadamy o piłce nożnej. Zacząłem zbierać się do okopu kiedy starszy ode mnie Niemiec ścisnął moje ramię: „Mój Boże” powiedział, „dlaczego nie możemy mieć pokoju i wracać do domu?” I tak droga siostro, powiedz mi, czy zdarzyły się kiedykolwiek takie święta w historii? Wszystkie narody mówią że chcą pokoju. A jednak podczas tego świątecznego ranka zastanawiam się czy chcemy go dosyć wystarczająco. Twój Kochający Brat Tom.” Spontaniczny rozejm utrzymał się jeszcze kolejny dzień. Na kilku odcinkach frontu ponownie wrogowie wyszli z okopów ażeby pogawędzić czy zapalić cygaro. Świąteczny nastrój nie udzielił się jednak generałom. Głównodowodzący brytyjskiego korpusu ekspedycyjnego marszałek John Frencz zakazał urządzania „podobnych ekscesów”. Nie można się było bratać z wrogiem, trzeba się nawzajem mordować. Z tego powodu całkowicie zignorowano apel papieża Benedykta XV o okazanie w świątecznym okresie „minimum postawy chrześcijańskiej”. Święta uszanowali tylko prości szeregowi. Jak Tom i wielu mu podobnych. Rankiem 26 grudnia kapitan Edward Hulse stanął przed okopem i wystrzelił trzy razy w powietrze. Niemcy powtórzyli to samo. Wojna mogła trwać. Edward Hulse poległ w 1915 roku. Na odcinkach frontu wojna wracała do powszedniego schematu. Na rozkaz dowództwa w czasie następnych wojennych świąt nakazano ostrzeliwać intensywnie okopy wroga by uniknąć bratania się żołnierzy. Poległym nieznanym nam z nazwiska żołnierzy Wigilia przyniosła ukojenie po codziennej morderczej walce czy wytężonego oczekiwania na szturm pozycji nieprzyjaciela. Boże Narodzenie wyzwoliło człowieczeństwo w zamienionych na chwilę ludzi. Czy nie tak powinno to wyglądać? Nie wrogowie lecz przyjaciele, ubrani w obcy mundur, polegli za niekiedy obca sprawę? Przesłane z frontu świąteczne życzenia, by nadchodzący 1915 rok był rokiem zwycięstwa, a żołnierze wrócili zdrowi do swoich domów nie spełniły się. Rzeź trwała jeszcze cztery lata. Poległy miliony. Pozostała pamięć i o nich i o zwyczajnym żołnierskim Bożym Narodzeniu”.
Marcin Michańczyk
Galeria
https://brzozowiana.pl/publicystyka/item/3931-frontowa-wigilia.html#sigProGalleria4408e8b348