„Historia smutnej Helenki”. Kamil Nowak
- Napisał Admin
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Konkurs literacki na temat: „Dom, rodzina, miłość - utrata tych wartości to bezdomność” „Historia smutnej Helenki”, autor: Kamil Nowak, Opiekun: Katarzyna Mol, Zespół Szkół Zawodowych w Dynowie, 2018 r.
Kamil Nowak
„Historia smutnej Helenki”
„Człowiek może wytrzymać tydzień bez picia,
dwa tygodnie bez jedzenia,
całe lata bez dachu nad głową,
ale nie może znieść samotności.
To najgorsza udręka, najcięższa tortura.”
- Paulo Coelho
Słoneczne promienie zapukały do okna małej, drewnianej chatki, położonej na skraju wsi Jasionów. Niewielki dom tonął w zieleni. Otaczało go kilka lip, którym właśnie rozwijały się liście, dwa pachnące bzy i jabłoń. Ponad kominem snuła się ledwie widoczna smuga dymu z kaflowego pieca, który znajdował się w centralnej części izby, pełniącej funkcję zarówno pokoju sypialnianego, jak i kuchni. Na ścianach zawieszonych było dużo świętych obrazów. Na jednym z nich Najświętsza Maryja Panna karmiła maleńkiego Jezusa, na kolejnym ukazana była cała Święta Rodzina, a nad łóżkiem, przy którym stał mały stolik z trzema krzesłami, wisiał duży obraz Matki Bożej Królowej Polski.
W całym domu panowała cisza, gdyż jego starsza już mieszkanka, Helena Cieszko jeszcze spała. We wsi, w której żyła znana była jako „smutna Helenka”. Skąd wzięło się to przezwisko? Starsi mówią, że tak wpłynęła na nią śmierć męża Józefa, inni zaś tłumaczą małym dzieciom, że „wypiła kwas z kapusty i dlatego ma taką smutną, wykrzywioną twarz”.
Co jest prawdą ? Co się takiego wydarzyło w jej życiu…
- Aaaaaa - … ziewnęła Helena powoli wstając z łóżka i czyniąc znak krzyża. Ubrała na stopy kapcie. Przetarła oczy i włożyła ogromne okulary, które powodowały, że jej oczy wydawały się jeszcze większe. Twarz i ręce poorane miała głębokimi bruzdami, od ciężkiej pracy i zmęczenia życiem. Ubrała sweterek, spódnicę i założyła na wierzch wełniany bezrękawnik, który sama wydziergała na drutach. Teraz podeszła do pieca kaflowego, w którym jeszcze tlił się ogień i włożyła do niego dwa niewielkie drewienka. Spojrzała na kalendarz …
- Dwudziesty pierwszy maja… – jęknęła pod nosem staruszka – Oj, już 12 lat nie ma Ciebie ze mną Józku… 12 lat nie widziałam Tomka i Marysi… - i choć wydawało się to niemożliwe, posmutniała jeszcze bardziej.
Podeszła do stolika, na którym stał niewielki krzyżyk, zdjęcie całej rodziny,
a tuż obok położony był drewniany, w kilku miejscach już powiązany sznurkiem
i przetarty różaniec. Wzięła go w dłonie, po czym wyszeptała:
- Panie Boże spraw aby dzieci przyjechały do mnie… Chcę je choć raz jeszcze zobaczyć przed śmiercią. Wiem… wiem, że Tomuś ma firmę i ciągle pracuje,
a wnuki ( jakie one są już pewnie duże!!!) nie lubią tu być… A Marysia ma tyle zajęć, kochana córeczka, od pogrzebu Józka nie dała znaku życia.
Jestem stara… Boże , tyle razy prosiłam Cię o tak wiele… Prosiłam Cię, żebyś pomógł moim dzieciom znaleźć dobrą pracę, żeby poukładały sobie życie i nie musiały wyjeżdżać z kraju… Spełniłeś to wszystko i za to jestem Ci bardzo wdzięczna, lecz teraz proszę Cię Panie Jezu, żeby znalazły chociaż jeden dzień, nie proszę o więcej, jeden dzień, abym mogła zobaczyć ich twarze…
Potrzebuję tego… bardzo!
Po pomarszczonym policzku kobiety polały się łzy i dopiero po chwili rozpoczęła:
-W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego… – Pani Helena zaczęła modlić się z taką niezwykłą gorliwością, że można by było powiedzieć, iż w izbie nie było nic więcej tylko ona i mocno ściskane w jej dłoni paciorki różańca. Każdy koralik, każde słowa „Zdrowaś Mario” wypowiadała bardzo wyraźnie, jednak towarzyszące temu delikatne drżenie w głosie wywoływało strach, iż modlitwa nie zostanie wysłuchana i nie zdąży już spotkać się z najbliższymi.
Przy siódmym oczku „trzeciej tajemnicy części radosnej” kobieta poczuła niepokój i zawrót głowy. Przymknęła delikatnie powieki i wtedy usłyszała pukanie do drzwi. Odłożyła różaniec na stolik, zdjęła gotującą się na piecu wodę i ruszyła w stronę korytarza. Ostrożnie przekręciła kluczyk i delikatnie uchyliła drzwi, by sprawdzić kto ją niepokoi z samego rana. Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła… W drzwiach stał wysoki brunet, około pięćdziesiątki, w ręku trzymał bukiet białych róż. Ubrany był bardzo elegancko, każdy element jego stroju był przemyślany i dobrany według obowiązujących trendów mody. Granatowy garnitur z zaprasowanymi kantami na spodniach, biała koszula z mankietami, brązowe buty i zegarek znanej firmy.
Tuż obok niego stała zadbana 45-letnia kobieta, o długich, kasztanowych włosach i delikatnym makijażu.
- Maria… Tomek… - kobieta uklękła u progu drzwi wejściowych ocierając oczy
z niedowierzania i łez wielkich jak grochy.
– Ja prosiłam… Ja błagałam… O mój Boże, jesteście… odwiedziliście…
W oczach syna i córki również pojawiły się łzy, lecz próbowali je powstrzymać
i ukryć pod uśmiechem.
- Tak mamo, przyjechaliśmy cię zobaczyć, spędzić razem trochę czasu. Wiemy,
że od śmierci taty nie byliśmy jeszcze…. Wybaczysz nam ?
- Dzieci kochane, jak ja wam mogę nie wybaczyć? Jesteście moje, jedyne, najważniejsze… oddałabym wszystko za ten dzień - kobieta nadal szlochała, jej oczy zrobiły się czerwone i spuchnięte. Podciągnęła ogromne okulary na szczyt nosa i zawołała – Wejdźcie dzieci! Tomasz przeszedł przez próg domu i wręczył pani Helenie bukiet białych róż. Przytulił ją mocno i pocałował w czoło, a ona uścisnęła go tak mocno, jak dawniej. Sama się zdziwiła skąd w niej było tyle siły.
- Usiądźcie, dopiero zagotowała się woda – zrobię herbaty.
Kobieta zaczęła krzątać się przy piecu kaflowym, a w tym czasie dzieci rozglądały się po pomieszczeniu, oglądając dobrze im znane obrazy i zdjęcie, które stało na stoliku koło krzyża i różańca.
- Pamiętasz to zdjęcie Tomek ? – Marysia wzięła do ręki ramkę i po chwili zastanowienia podała ją bratu.
- No tak, przecież to twoja komunia – uśmiechnął się trzymając w ręku fotografię.
- Wyglądałaś prześlicznie, tak czysto i niewinnie – uśmiechnęła się staruszka zalewając herbatę wrzątkiem.
- Ty też mamo wyglądałaś niczego sobie, włosy upięte zawsze w idealny kok, biała koszula z wykrochmalonym kołnierzem i czarna spódnica – piękna kobieta z ciebie była – zawsze chciałam wyglądać w przyszłości tak jak ty. Jesteś o wiele piękniejsza Marysiu. Spójrz na Tomka, jak wystroił się na twoją komunię. On zawsze lubił wyglądać jak najlepiej…
-Oj mamo… daj spokój – zawstydził się syn – i tata tu stoi – delikatnie uśmiechnął się Tomek. Dzisiaj mija 12 lat odkąd go z nami nie ma. A może pójdziemy na cmentarz, przecież jest rocznica jego śmierci. No tak… - zamyśliła się kobieta – gdyby tu był na pewno by się ucieszył
z waszego przybycia. Myślę, że to dobry pomysł, by odwiedzić go na cmentarzu.
Usiedli przy stoliku i popijając herbatę wspominali dawne czasy, dzieciństwo Tomasza i Marii. Później Helena kolejny już raz opowiedziała jak poznała ich ojca – Józefa. Było to pewnego lata nad stawem w Jasionowie, gdzie przyjechała na wakacje do swojej ciotki Bogusi. Znali tę historię. W dzieciństwie to była jedna z najbardziej lubianych przez nich opowieści, o którą często prosili przed snem. Już dawno na twarzy staruszki nie było widać tak szczerego i promiennego uśmiechu, a jej oczy zapłonęły nowym blaskiem. Już dawno nie czuła się tak kochana i bezpieczna.
- To co, idziemy na cmentarz? – zapytała Marysia
- Już możemy iść, tylko wezmę znicz i zapałki – powiedziała Helena podrywając się z krzesła i idąc w stronę kredensu, który stał po przeciwnej stronie pieca. Delikatnie otworzyła szafkę i wyciągnęła potrzebne jej rzeczy. Kiedy już byli na drodze, prowadzącej przez nieduże wzgórze w stronę wsi Jawornisz, podziwiali pola z budzącymi się do życia zbożami i kwitnące bzy, których zapach unosił się w powietrzu … ach te bzy, to właśnie wyróżniało Jasionów od innych wsi. Co wiosnę, kiedy jechało się drogą w stronę Jawornisza trzeba było przejechać przez aleję bzów, która miała w sobie tak wyjątkowy urok nie tylko przez swój wygląd, ale właśnie przez zapach, zapach dobrze znany Tomaszowi, Marii oraz Helenie.
Rodzeństwo trzymało matkę w objęciach i razem kroczyli przez malowniczą wieś. Kiedy minęli drewniany mostek a w oddali było widać już cmentarz,
Helena zatrzymała się i westchnęła:
- 12 lat, tyle lat minęło odkąd widzieliśmy się tutaj ostatnio. Musiało minąć 12 lat żeby się znów zobaczyć….
- Ale teraz jesteśmy już razem! Tylko to się liczy- Marysia zbliżyła do ust spracowanie, stare ręce mamy i ucałowała.
-To prawda, ale nasze spotkanie jest niesamowite. Bóg jest łaskawy w swych darach.
Gdy weszli na cmentarz Helena cicho zawołała:
-Witaj Józiu… Przyszliśmy cię odwiedzić. Spójrz, są ze mną nasze dzieci – Tomek i Marysia. Widzisz jesteśmy… razem… - kolejny raz rozpłakała się i tym razem i dzieci kobiety nie mogły powstrzymać łez. Cichy cmentarz, na którym nigdy nie było słychać nic oprócz podmuchu wiatru, trzepotu skrzydeł i śpiewu ptaków teraz ogarniał głośny szloch. Wydawało się, że nie będzie końca upływowi tych emocji, jednak po kilkunastu minutach odezwał się Tomek:
- To nie jest pora na płacz, lecz na radość. – otarł łzy z policzka matki oraz swojej siostry i powiedział – A pamiętacie ten pomost nad stawem? Tam gdzie zawsze na wiosnę robiliśmy pikniki z tatą? Wybierzmy się w to miejsce! - Świetny pomysł? Mamo dasz radę tam dojść?– Maria spytała z niepokojem.
- Chcę pójść, nie byłam tam od wieków! – w oczach kobiety rozpalił się blask emocji.
Staw o tej porze roku był niezwykle piękny, wielka tafla kryształowej wody, nad którą rozciągało się drewniane, długie molo. Nie darmo nazywano to miejsce „Niebianką”, bo stojąc na molo wydawało się, że niebo wprost kąpie się w wodzie.
- Łapaliśmy tutaj z tatą ryby ! – zaśmiał się Tomasz.
- Kto łapał to łapał, ty tylko się śmiałeś ze mnie, że małe łowię, lecz sam większego od moich złowić nie potrafiłeś – wybuchła śmiechem Maria. Oj już się tak nie przechwalaj… - w żartach oburzył się mężczyzna.
– Ooo… a pamiętacie… pamiętacie… - te słowa powtarzały się w ich rozmowach wielokrotnie.
W końcu zmęczeni ale radośni dotarli do domu. Około godziny 23:40 usłyszeli pukanie do drzwi. Dzieci popatrzyły na siebie i powiedziały - „już czas”. Helena wstała od stołu i ze spokojem podeszła do drzwi, przekręciła klucz w zamku pociągnęła za klamkę iii…..
W drzwiach stał jej mąż Józef ubrany w białą koszulę i jasne spodnie. Był to ogromny wstrząs dla kobiety, lecz jednak z drugiej strony nie dziwił jej widok męża. Józef uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
- Witaj Helenko. To już czas… Teraz już będziemy razem, na wieki… podaj mi rękę i chodź.
Helena podała Józefowi dłoń, popatrzyła na dzieci i powiedział, więc Bóg mnie wysłuchał, cóż mi mógł dać piękniejszego w dzień mojej śmierci, jak widok tych, do których należało moje serce… Do zobaczenia kochani moi, do zobaczenia Marysiu, do zobaczenia Tomku! Kobieta jeszcze mocniej złapała za rękę męża i zniknęli w pięknej jasnej poświacie.
Kto by mógł się spodziewać, że ten zwyczajny zawrót głowy i przymknięcie oczu
z różańcem w ręku, będzie momentem przejścia do Królestwa Bożego. Ciało kobiety leżało tak, jak omdlało podczas modlitwy, lecz co jest piękne, nie umarła ze smutkiem wywołanym brakiem bliskich. Na twarzy „smutnej Helenki” namalowany był bowiem piękny uśmiech.