Menu
Dzisiaj jest: 20 Kwiecień 2024    |    Imieniny obchodzą: Agnieszka, Teodor, Czesław

Ob.Sesja nr 32

Ob.Sesja nr 32

Artykuły poniższe pochodzą z Magazynu Studentów PWSZ w Sanoku "Ob.Sesja", nr 32. Pełny numer dostępny pod adresem:

http://www.pwsz-sanok.edu.pl/zycie-studenckie/obsesja/

Filmowy skansen

„Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego to jeden z najgłośniejszych i najbardziej kontrowersyjnych tegorocznych polskich filmów. Spostrzegawczy widzowie z pewnością zauważyli, iż w produkcji zostały wykorzystane ujęcia przedstawiające sanockie Muzeum Budownictwa Ludowego. Nie jest to pierwszy obraz, w którym mogliśmy oglądać rodzimy Skansen. Park etnograficzny, który powstał w 1958 roku i reprezentuje kulturę duchową i materialną dawnych mieszkańców południowo-wschodniej Polski, jest idealnym tłem dla wielu produkcji o tematyce historycznej.

Ekipa filmowa „Wołynia” pojawiła się w Skansenie wczesnym rankiem 2 października 2014 roku około godziny 6, zdjęcia do produkcji zakończono o 22. W tym czasie nakręcone zostały trzy sceny: symboliczny „pogrzeb Polski”, poświęcenie broni podczas ukraińskiej mszy i kazanie nawołujące do miłości bliźniego. Na ten czas ze zwiedzania wyłączono łemkowską cerkiew z Ropek wraz z terenem dookoła niej oraz bojkowską świątynię pochodzącą ze wsi Grąziowa.

Pracownicy muzeum przygotowania rozpoczęli dzień wcześniej, gdyż to do nich należało wykopanie dołu, który został wykorzystany później w scenie „pochówku Polski”. Użyto do tego koparki, jednak tuż przed przyjazdem ekipy filmowej zdano sobie sprawę, że ślady gąsienic zupełnie nie pasują do realiów tamtych czasów… Niedopatrzenie szybko poprawiono, zakrywając kompromitujące ślady.

Kolejne niedociągnięcia wyszły na jaw podczas próby odśpiewania hymnu Ukrainy. OKazłao się, że aktorzy - nie tylko polscy, ale i ukraińscy – nie popisali się znajomością kluczowego utworu. Tekst został powielony w budynku kasy muzeum, a naukę śpiewu zorganizowano w remizie z Golcowej, która zdołała pomieścić liczną grupę. Dochodzący z budynku ukraiński hymn budził żywe zainteresowanie zwiedzających Skansen turystów.

Udział w produkcji przypadł nie tylko zawodowym aktorom, ale również sanoczanom, którzy mieli okazję zostać statystami podczas dwóch zorganizowanych na terenie miasta castingów. Doskonałymi odtwórcami ukraińskich chłopów okazali się panowie, którzy na co dzień zajmują się spożywaniem napoi wysokoprocentowych na przysklepowych ławeczkach. Właściwie nie wymagali większej charakteryzacji. Mimo debiutu, bardzo szybko odnaleźli się na planie filmowym. Nie ukrywali jednak zdziwienia i znużenia, kiedy scena trwająca w filmie kilka sekund powtarzana była przez reżysera przez kilka godzin.

Wiązało się to z perfekcjonizmem Smarzowskiego, o którym wspominają muzealnicy. – Cały plan filmowy sprawiał wrażenie ogromnego chaosu, dopóki nie nastąpił pierwszy klaps i nie padły słowa: cisza na planie! Wówczas zarówno aktorzy, jak i osoby zajmujące się produkcją zamieniały się w jedną, idealnie zgraną maszynę – opowiada Marcin Krowiak, pracownik Działu Promocyjno-Oświatowego MBL. – Nie było tam miejsca na przypadkowość, każdy gest musiał zostać odegrany idealnie. Taki miał być prawosławny znak krzyża czy sposób, w jaki grupa klęka. Aktorów czekało krótkie przeszkolenie i wiele powtórzeń, tak aby finalny efekt pokrywał się w stu procentach z wizją reżysera.

Najbardziej rozbudowana scena nakręcona w sanockim Skansenie to „pogrzeb Polski”. We wnętrzu cerkwi z Ropek odegrano natomiast moment poświęcenia broni. Scena wywołuje kontrowersje wśród historyków, którzy dyskutują nad tym, czy wydarzenia tego typu rzeczywiście miały miejsce. Filmowcy pojawili się również w cerkwi z Grąziowej ulokowanej w sektorze bojkowskim. Tam, w otoczeniu osiemnastowiecznych ikon, filmowy kapłan apeluje do swych parafian o zachowanie przykazania miłości do bliźniego.

Realizacja filmu wiązała się nie tylko z zaangażowaniem filmowców, ale i pracowników Skansenu oraz straży pożarnej. Kłęby dymu, tworzące na ekranie efekt tajemniczości i mistycyzmu podczas kręcenia sceny greckokatolickiej mszy nieustannie uruchamiały alarm przeciwpożarowy. Niezbędne zabezpieczenia musiały zostać wyłączone na pewien czas, co podwoiło czujność muzealników oraz straży pożarnej.

Nie tylko zresztą „Wołyń” wywołał takie zamieszanie w Skansenie. Pracownicy wspominają o stresie, jaki przysporzyła kręcona tu scena „Syberiady polskiej”, w której rodzina zostaje nocą wypędzona przez wojsko sowieckie. Podczas gdy aktorzy niemalże „wymachiwali” pochodniami pod strzechą chaty, poza kadrem oczekiwała straż pożarna, z rozciągniętymi wężami i gotowa do akcji.

Podczas zdjęć do filmu obie grupy nie przestają być w pracy – filmowcy szukają dobrego kadru, muzealnicy przede wszystkim dbają o dobro eksponatów. Zaskoczeniem była postawa studentów Monachijskiej Akademii Filmowej, którzy w zimie 2014 roku przyjechali do Sanoka, by nakręcić sceny do filmu „Höre die Stille”. Na spotkanie z przedstawicielami muzeum przygotowali scenariusz, w którym zaznaczono sceny mogące nieść jakiekolwiek zagrożenie dla obiektu. Z uśmiechem wspominany jest fakt, iż padła nawet propozycja zabezpieczenia gąbką drzewa, na którym miała być zainscenizowana scena egzekucji. Oczywiście po to, by nie ucierpiała żadna gałąź. Zazwyczaj jednak pochłonięci swoją wizją reżyserzy nie przykładają tak dużej uwagi do bezpieczeństwa ekspozycji, pojawiają się pomysły mrożące krew w żyłach muzealników, jak… wycięcie dodatkowych drzwi w zabytkowej chacie.

Warto wspomnieć o wpływie, jaki mają filmowe produkcje na ruch turystyczny w Muzeum Budownictwa Ludowego. Zwiedzający często są zainteresowani filmową historią Skansenu, a fakt, że kręcono tu znane obrazy, staje się dodatkową atrakcją. Anegdotka krążąca wśród skansenowskich przewodników opowiada o turystach zwiedzających muzeum tuż po zdjęciach do serialu „1920. Wojna i miłość”, którzy z zachwytem wpatrywali się w ślady „krwi” Jakuba Wesołowskiego na podłodze cerkwi, nie zwracając zupełnie uwagi na otaczające ich eksponaty. Plejada znanych aktorów, którzy pojawili się w muzeum, jest znacznie większa. Danuta Stenka, Ewa Błaszczyk, Bogusław Linda i Przemysław Gintrowski grający w serialu „Crimen” (1988), Urszula Grabowska, Lech Dyblik w „Syberiadzie polskiej” (2010) czy Kazimierz Kaczor w filmie „Chłopski Skarga” (2015).

Również zagraniczni filmowcy zainteresowali się naszym parkiem etnograficznym. Jego potencjał dostrzegli Węgrzy – w 1988 nakręcili sceny do filmu „Tutasojok” (Flisacy). Kolejną międzynarodową współpracą była realizacja „Wiosny 1941”, produkcji współtworzonej przez izraelskiego reżysera w 2008 roku.

Parę tygodni temu w MBL-u znów pojawiły się kamery. Tym razem Skansen stał się bohaterem programu prowadzonego przez Tomasza Bednarka „Zakochaj się w Polsce”. Odcinek nakręcony w Sanoku będzie można zobaczyć na antenie TVP1 w marcu 2017 roku.

Z pewnością jeszcze niejeden reżyser skorzysta z gotowych plenerów filmowych, jakie oferuje to magiczne miejsce.

Justyna Borek

I rok kierunku nowe media, reklama, kultura współczesna

Wiedeńskie walce nad modrym Dunajem… czyli kilka słów o tym, dlaczego Erasmus to największa zdobycz Unii Europejskiej i o tym, że cesarz Franciszek Józef wciąż żyje.

Jako cel mojej wakacyjnej praktyki wybrałem Wiedeń. Dlaczego akurat stolica Austrii? Otóż dlatego, że byłem już kiedyś w tym kraju przejazdem i to wystarczyło, żeby złapać „alpejskiego bakcyla”. Okazało się jednak, że nawet dwa miesiące to sta-nowczo za mało, by odkryć wszystkie uroki tego kraju.

Tuż po przyjeździe do Wiednia wysłałem do Polski (w tym na Uczelnię;-)) tradycyjną pocztówkę, pisząc: „Niczym Sobieski, choć bez husarii i namiotu, przybyłem. Wiedeń padł u moich stóp, a ja padłem z zachwytu nad jego pięknem. I choć Dunaj nie jest już tak modry, to wciąż pozostał piękny. Walce rozbrzmiewają, a duch elegancji i potęgi C.K. unosi się w powietrzu”.

Sarkastyczna treść pocztówki uświadomiła mi szybko, że faktycznie, ani namiotu, ani żadnego innego noclegu nie posiadam. Oczywiście czekały drogie hotele, ale one prze-cież mocno nadwyrężają studencką kieszeń. Pod presją czasu odnalazłem „polski sklep” i spisałem z jego witryny ogłoszenia dotyczące wynajmu mieszkań. Takie sytuacje uczą szybkiego i skutecznego działania lepiej niż niejeden kurs zaawansowanego telemarke-tingu. Spokojnie udałem się do pobliskiego parku Belveder i tam, korzystając ze sło-necznej pogody i zabytkowej ławeczki, dzwoniłem do swoich potencjalnych „mieszka-niodawców”. Na całe szczęście pod koniec dnia wiedziałem już, że będę mieszkał w zabytkowej kamienicy bardzo blisko samego centrum Wiednia.

Moje praktyki miały odbywać się w miesięczniku „Polonica”, który skierowany jest do Polonii austriackiej. Właściciel i wydawca dba o wysoki poziom gazety. Dowiedziałem się o tym bardzo szybko, przygotowując kilka artykułów do najbliższego wydania. Te-maty o popularnym Brexicie widzianym oczami polonusów czy o polskich dzieciach zabieranych rodzicom przez niemiecki Jugendamt nie były łatwe. Ale któż nie lubi wyzwań? Najważniejsze, że nie musiałem pisać po niemiecku, którego „ni w ząb” nie znam… Okazało się jednak, że znajomość języka angielskiego załatwia sprawę.

Tematy tematami, ale przecież magia stolicy cesarstwa zaczęła przyciągać mnie silniej niż magnes kawałki metalu. Wiedeń jest tak ciekawym i pięknym miastem, że po spę-dzonych tam 2 miesiącach czuje się niedosyt i chęć powrotu. W stolicy, w której wciąż czuć atmosferę cesarskiej powagi, każdy może znaleźć coś dla siebie. Sale balowe wciąż bywają pełne na równi z najlepszymi wiedeńskimi dyskotekami. Zapach torcika Sachera i świeżo zaparzonej kawy po wiedeńsku miesza się z całą gamą egzotycznych zapachów kuchni całego świata. Kto był w Wiedniu, ten wie, że przyciąga on ludzi z odległych krajów na równi z Londynem czy Paryżem.

Jeżeli nie jesteś wielbicielem Mozarta, nie musisz się martwić, znajdziesz tu dziesiątki miejsc z innymi rodzajami muzyki. Latem, kiedy jest gorąco, można wykąpać się w Dunaju, który wciąż jest czysty. Natomiast, jeżeli komuś nie odpowiada kąpiel w nurcie rzeki, jakby specjalnie dla niego w centrum miasta ustawiony jest basen, w którym można posurfować niczym na Hawajach. W Wiedniu jest tyle zabytków, pałaców i mu-zeów, że i tak nie zdąży się ich wszystkich odwiedzić. Trzeba wybrać te najlepsze lub te, które nam najbardziej odpowiadają. Do tego wszystkiego dochodzą wakacyjne festiwale i koncerty, których ilość dosłownie oszałamia. Nie można ominąć takich perełek jak Międzynarodowy Festiwal Filmowy czy… Festiwal Lodów. Trudno nawet je wszystkie wymienić, a większość z nich jest darmowa, co jest istotne dla każdego studenta.

W Wiedniu nie brakuje „polskich sklepów”, choć ceny są w nich wyższe niż w austriac-kich supermarketach. Warto odwiedzić też okoliczne pchle targi, gdzie czasami za grosze można nabyć naprawdę cenną rzecz. Przykładem niech będzie blisko 200-letni, pięknie ilustrowany wielki atlas geograficzny kupiony przeze mnie za kilka euro. Księga, której nie powstydziłby się XIX-wieczny geograf z Galicji, a dla wiejskiego nauczyciela z okolic Sanoka byłaby spełnieniem marzeniem.

To, co powyżej opisałem, to tylko bardzo maleńka cząstka Wiednia, który od setek lat zachwyca i prawdopodobnie nigdy to się nie zmieni. Ale Austria to nie tylko Wiedeń. Nie zdołam tutaj opisać mozartowskiego Salzburga, uroczych alpejskich wiosek, potęż-nych zamków i klasztorów na wzgórzach. Nie napiszę o degustacjach w winnicach, malowniczej dolinie Dunaju, tysiącach kwitnących drzew morelowych czy o miasteczku Hallstatt wciśniętym pomiędzy potężne góry a błękitne jezioro. Ale – to wszystko mo-żecie zobaczyć sami.

Chłodnym okiem studenta: Erasmus to jedna z największych zdobyczy Unii Europej-skiej. Można studiować czy mieć praktykę prawie w każdym miejscu w Europie. Wszystko zależy od własnej decyzji i gotowości na podjęcie wyzwania. Ograniczenia są tylko we własnej głowie. Oczywiście fajnie znać języki, ale zawsze przecież można ich się nauczyć. Kiedyś na naukę poza granicami naszego kraju stać były tylko nielicznych i zamożnych. W dzisiejszych czasach każdy ma taką możliwość i – aż żal nie skorzystać!

Dla tych, którzy w przyszłym roku wybiorą się na Erasmusa, mam kilka rad:

1. Mieszkanie postaraj się załatwić przed wyjazdem.

2. Ucz się języka kraju, do którego jedziesz; nawet kilkanaście słów ułatwi Ci życie..

3. Przed wyjazdem poczytaj trochę o zwyczajach i historii tego kraju.

4. Jak najwięcej zwiedzaj i weź aparat fotograficzny lub kamerę.

3. Otwórz umysł i chłoń wszystko, co widzisz, to na zawsze zostanie już z Tobą.

PS

Będąc pod wrażeniem mojej wiedeńskiej przygody, zdecydowałem się skorzystać z programu Erasmus raz jeszcze. Tym razem wybrałem Coimbrę w ciepłej i dalekiej Por-tugalii, skąd piszę te słowa. Pomarańcze pod moim domem i upał, gdy w Polsce łapie mróz… Porto i owoce morza… ale o tym już w następnej „Ob.Sesji”. Jeżeli ktoś chciałby być na bieżąco, zapraszam na mojego bloga: portugalia2017.blogspot.pt.

Tekst i zdjęcia: Piotr Piegza

Ostatnio zmienianyśroda, 11 styczeń 2017 23:13
Powrót na górę

Gmina Brzozów

  • Brzozów
  • Górki
  • Grabownica Starzeńska
  • Humniska
  • Przysietnica
  • Stara Wieś
  • Turze Pole
  • Zmiennica
  •  

Gmina Domaradz

  • Domaradz 
  • Barycz
  • Golcowa

Gmina Dydnia

  • Dydnia
  • Grabówka
  • Hroszówka
  • Jabłonka
  • Jabłonica Ruska
  • Końskie
  • Krzemienna
  • Krzywe
  • Niebocko
  • Niewistka
  • Obarzym
  • Temeszów
  • Ulucz
  • Witryłów
  • Wydrna

Gmina Haczów

  • Buków
  • Haczów
  • Jabłonica Polska
  • Jasionów
  • Malinówka
  • Trześniów
  • Wzdów

Gmina Jasienica Rosielna

  • Jasienica Rosielna
  • Blizne
  • Orzechówka
  • Wola Jasienicka
  •  

Gmina Nozdrzec

  • Nozdrzec
  • Hłudno
  • Huta Poręby
  • Izdebki
  • Siedliska
  • Wara
  • Wesoła
  • Wołodź

Gmina Dynów

  • Dynów
  • Bachórz
  • Dąbrówka Starzeńska
  • Dylągówka
  • Harta
  • Laskówka
  • Łubno
  • Pawłokoma
  • Ulanica
  • Wyręby
  •  

Powiat

  • Warto zobaczyć
  • Inne zdjęcia
  • Regionalne