Marian Cwynar - cichy bohater. Kamienie Pamięci 2019
- Napisał Admin II
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Przypadające w tym roku okrągłe rocznice ważnych wydarzeń dla dziejów naszej Ojczyzny sprawiły, że odżyła pamięć o ludziach, którzy z narażeniem życia walczyli z wrogiem o jej wolność. Mamy bardzo wielu bohaterów, o których uczymy się na lekcjach historii, czy języka polskiego. Pamięć o nich będzie zawsze żywa. Lecz ilu było bohaterów cichych, zapomnianych, którzy podczas zawieruchy wojennej, dzielnie stawiali czoło wrogowi. Po latach trudno jest ożywić nieżyjących już cichych bohaterów. Przypomniały nam się opowiadania naszego dziadzia Stasia o trudnym, wojennym okresie i historie ludzi z nim związane. Historie te zawierały wydarzenia i zmagania jego starszego rodzeństwa. Przeżyli oni bardzo trudne czasy, wykazując się sprytem, inteligencją i odwagą. Zauważyłyśmy, że w tych opowiadaniach ważną rolę pełnił najstarszy brat - Marian. Wgłębienie się w życiorys tego człowieka okazało się bardzo trafne a zarazem trudne, ponieważ wielu świadków już nie żyje. Nie był człowiekiem popularnym, podziwianym, lecz skromnym ale odważnym, nie bojącym się walczyć z wrogiem, podczas II wojny światowej, nawet za cenę życia. W południowo - wschodniej Polsce, na Podkarpaciu położona jest mała wioska - Orzechówka, otoczona pięknymi lasami i pagórkami, skąd można podziwiać naprawdę piękne krajobrazy. Właśnie w tej malowniczej wiosce, w maleńkiej chatce pod strzechą, 8.09.1923 roku, urodził się nasz wujek Marian Cwynar. Był pierwszym dzieckiem Antoniny i Józefa. Antonina była młodziutką kobietą, natomiast Józef poważnym, doświadczonym i o wiele starszym wdowcem. Z pierwszego małżeństwa zostały trzy córki: Maria, Aniela i Michalina, które mieszkały razem z ojcem i macochą. Rodzina Antoniny i Józefa szybko się powiększała. Na świat przychodziły kolejne dzieci. Po Marianie urodziła się ciocia Kazia, następnie wujek Władek, ciocia Hela, Stasia a na końcu najmłodszy nasz dziadziu Stasiu. Życie w wielodzietnej, wiejskiej rodzinie było trudne, dlatego najstarszy Marian, od najmłodszych lat pomagał rodzicom w gospodarstwie.
Mając siedem lat, rozpoczął naukę w Publicznej Szkole Powszechnej im. Jadwigi i Władysława Jagiełły w Orzechówce. Wówczas nauka trwała sześć lat, więc ukończył ją w 1936 roku, zaledwie trzy lata przed wybuchem II wojny światowej. W okresie międzywojennym, nauczyciele uczący w szkołach kładli bardzo duży nacisk na wychowanie młodzieży w duchu patriotyzmu, co w dużym stopniu wpłynęło na późniejsze jej zachowania w obliczu wojny. Potrafili stawić czoło ogromnemu zagrożeniu, jakim była okupacja. Będąc uczniem, Marian należał do Związku Harcerstwa Polskiego, którego celem było kształtowanie charakteru dorastającej młodzieży, poprzez różne wyzwania i zadania. Zanim jednak przyszło zmierzyć się z okrutną, wojenną rzeczywistością, trzynastoletni Marian, jako najstarszy z rodzeństwa, przejął bardzo dużo obowiązków domowych. Wychowany twardą ręką ojca, cechował się zdyscyplinowaniem i posłuszeństwem. Był przy tym bardzo obowiązkowy. Natomiast mama, przelewała swoją miłość, ciepło i dobroć, co sprawiało, że wszyscy mogli na siebie liczyć. wiodącą siłę w codziennych trudach czerpali z wiary w Boga, który był na pierwszym miejscu. Najstarszy syn chętnie pomagał rodzicom, aby choć trochę im ulżyć. Ogromnym atutem młodego chłopaka była ogromna życzliwość wobec innych, zwłaszcza wobec rodziców i młodszego rodzeństwa, których bardzo kochał. Spędzał z nimi każdą wolną chwilę. Pomiędzy pracami w polu i opieką nad młodszym rodzeństwem, uwielbiał z młodszym bratem Władkiem urządzać wyprawy do pobliskich lasów. Zew natury pchał ich w leśną gęstwinę, skąd przynosili grzyby, czy owoce a niekiedy małe zwierzątka osierocone przez rodziców, którymi się opiekowali aż do uzyskania przez nich samodzielności. Mijały miesiące, lata a że Marian był zdolnym, ambitnym młodzieńcem, postanowił zrobić krok do przodu i zdobyć zawód, dla lepszej przyszłości. Popularnym i zarazem bardo płatnym zawodem, w tamtym okresie, był zawód szewca, więc postanowił iść w tym kierunku. Mając piętnaście lat, w 1938 roku rozpoczął dwuletni kurs szewca u pana Jastrzębskiego, w Jasienicy Rosielnej. Dla Mariana był to "młyn na wodę". Uwielbiał to zajęcie. Gdy kończył się kurs szewski, wojna już trwała, ponieważ był to 1940 rok. Sytuacja stawała się coraz bardziej trudna, dlatego dla całej rodziny Cwynarów, umiejętność nowo nabytego fachu przez najstarszego syna bardzo się przydała. Jako że był dobrym uczniem, w 1941 roku pan Jastrzębski przyjął Mariana do pracy. Niedługo stał się "wziętym" i znanym szewcem na całą wieś. Zarobione przez niego pieniądze, poprawiły nieco byt w rodzinie. Za oszczędności kupił sobie rower, z którego był bardzo dumny. W 1941 roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, nieoczekiwanie zmarł ojciec - Józef. Cała rodzina przeżyła bardzo tę śmierć, ale żyć trzeba było dalej. Marian, jako osiemnastolatek, przejął obowiązki głowy rodziny. Był już dorosły. Nie tylko zajmował się rodziną, ale wieczorami podczas naprawy butów, wspólnie z kolegami, którzy do niego przychodzili, wymieniali się informacjami na temat tego, gdzie są Niemcy i jak liczne są ich grupy, i jak ewentualnie ostrzec koleżanki i kolegów przed łapankami i wywiezieniem do Niemiec na przymusowe roboty lub do obozów koncentracyjnych. Orzechówka była miejscem szczególnym, gdyż ukrywało się tam wielu ważnych działaczy. Pod lasem, na "Zapolanach”, w małym domku Irminy Preisner, swoją kryjówkę miała Okręgowa Komenda Armii Krajowej dla brzozowskiego i krośnieńskiego powiatu. Przebywał tam major Obidowicz razem ze swoim adiutantem, porucznikiem Henrykiem Pilawskim. Kiedy zostali powiadomieni o tym, że Gestapo jest na ich tropie, Obidowicz wyjechał do Krosna, natomiast por. Pilawski z niedowierzaniem pozostał w kryjówce, na którą Niemcy 21 lutego 1942 roku zorganizowali obławę od strony lasu. Niestety podczas ucieczki został zastrzelony. Okazało się, że zostali zdradzeni. Gestapo zaczęło szaleć. Orzechówka została obstawiona gestapowcami w cywilnych ubraniach. Na mieszkańców padł strach. Wzmożono łapanki, które wyglądały tak, że Niemcy przyjeżdżali na skrzyżowanie do centrum Orzechówki, skąd rozjeżdżali się na cztery strony: na "Podlesie", "Dół", na "Górę" oraz na "Łąki" czy "Wólkę". Mało kto mógł czuć się bezpiecznie, nawet kobiety i dzieci, bo działania Niemców były nieprzewidywalne. Każdy czuł lęk i niepewność oraz brak zaufania do innych, ponieważ czasami trudno było odróżnić wroga od przyjaciela. Marian i starsze rodzeństwo było na "oku" Niemców, dlatego w szczególny sposób musieli czuć się na baczności. Pomocny dla nich okazał się wujek Kazek - brat mamy Antoniny. Mieszkał obok skrzyżowania , z którego Niemcy rozpoczynali łapanki. Wujek Kazek prowadził sklep wielobranżowy i mleczarnię, dlatego codziennie przewijało się tam wielu ludzi, od których uzyskiwał cenne informacje na temat działań wroga. To on niejednokrotnie, widząc rankiem nadjeżdżające niemieckie ciężarówki, gotowe do wywózki ludzi, biegł co tchu na skróty do domu Antoniny, gdzie cichutkim pukaniem do okna ostrzegał przed niebezpieczeństwem. Wówczas starsze rodzeństwo migiem kryło się w tunelu pod podłogą stodoły. Rodzina Cwynarów nazywała go "Złotym człowiekiem". Jednak pewnego dnia, wiosną 1942 roku, Niemcy zmienili taktykę i gdy rano większość wioski pogrążona była we śnie, urządzili łapankę na chłopaków idących kosić łąkę. W grupie tej znalazł się między innymi Marian i jego kolega - Staszek Szmyd. Nie mieli najmniejszych szans ucieczki. Schwytanych chłopaków zawieziono do Krakowa, gdzie sądzono ich za uchylanie się od wyjazdu na roboty do Rzeszy. Jako, że ich nazwiska brzmiały niemiecko, próbowano ich namówić do współpracy. Ale nic z tego, chłopaki nie dali się złamać, a wtedy załadowano ich do transportu i kierunek - Oświęcim. Tak jak pozostali ludzie z nimi jadący, tak naprawdę nie wiedzieli dokąd jadą. Ale wujek Marian był inteligentnym i mądrym młodzieńcem, więc szybko zorientował się, że tam gdzie jadą, czeka ich pewna śmierć. Nie było dużo czasu do zastanawiania, więc od razu postanowił podjąć próbę ucieczki. Wejścia do wagonów pilnie strzegli niemieccy żołnierze. Panował też ogromny ścisk, więc ucieczka którą planował Marian, była utrudniona. Chwilami przychodziło zwątpienie, ale nie było czasu na rozczulanie się. Mocno wierzył. że się uda i wiedział też, że ma tylko jedną szansę. Myśl o rodzinie i Ojczyźnie, będącej w potrzebie jeszcze bardziej go motywowała. Pod pretekstem braku powietrza i że jest mu słabo, udało się wujkowi przecisnąć przez stłoczonych ludzi w pobliże okna.. Zaczekał na odpowiedni moment i gdy pociąg zwolnił, energicznie otworzył okno, przez które zwinnie wyskoczył. Niemcy zaczęli do niego strzelać, ale dzięki Opatrzności uniknął kul. Można powiedzieć, że uratował również kolegę Staszka, który obserwował każdy ruch Mariana i wiedząc co kombinuje, zrobił to samo i też udało mu się zwiać. Mimo, że wyskoczyli prawie w tym samym czasie, to jednak każdy z osobna wracał do domu. Mama Antonina z pozostałą gromadką dzieci nic nie wiedziała o losie Mariana, ale nie ustawała w modlitwie do Matki Bożej Starowiejskiej, o szczęśliwy powrót syna. W tym czasie Marian był daleko od domu, ale wolny. Miał dobrą orientację w terenie, więc obrał kierunek i ruszył w powrotną drogę do Orzechówki. Nie było łatwo. Wybierał drogi polne, mało uczęszczane, a nocą podchodził ostrożnie do napotkanych domów prosząc o kawałek chleba, czy kawałek miejsca do przenocowania, gdyż doskwierał mu głód i zmęczenie. Ludzie nie zawsze pomagali uciekinierowi, bojąc się o własne życie. Marian wzbudzał zaufanie, więc znaleźli się dobrzy ludzie, którzy pomagali. Aby nie narażać na niebezpieczeństwo tych, którzy dali mu schronienie, wczesnym rankiem szedł dalej. Przez dwa tygodnie wędrował niestrudzenie do rodziny, która nie ustawała w modlitwie wierząc, że chłopak któregoś dnia stanie na progu rodzinnego domu. Tak też się stało. W pewien deszczowy, szary dzień przez okno wypatrzył Mariana najmłodszy brat, Stasio - nasz dziadziu. Chłopak był wykończony trudami morderczej wędrówki, ale gdy zobaczył swój rodzinny dom, zapomniał o zmęczeniu i głodzie. Wykrzesał z siebie resztki sił i na tyle, ile pozwoliły nogi, biegł na spotkanie z bliskimi. Był przemoknięty, głodny, wycieńczony do granic wytrzymałości ale szczęśliwy. Podczas spotkania z mamą Antoniną uronił łzę, łzę szczęścia. Kiedy odpoczął, a emocje opadły, opowieściom nie było końca. Cała rodzina na kolanach podziękowała Starowiejskiej Maryi, że czuwała nad nim i pomogła szczęśliwie wrócić do domu. Decyzja o ucieczce z transportu okazała się najlepszą decyzją w jego życiu. 14 lutego 1942 roku, rozkazem Naczelnego Wodza generała Władysława Sikorskiego, z przemianowania Związku Walki Zbrojnej powstała Armia Krajowa, działająca podczas okupacji na terenie Rzeczpospolitej Polskiej. W Orzechówce działał drugi pluton AK, wchodzący w skład placówki domaradzkiej. Pluton liczył 64 członków, chłopaków pełnych ducha walki. Dowódcą AK - Orzechówka był Aleksander Kwolek, pseudonim "Obrońca", człowiek o dużym autorytecie. To przed nim w listopadzie 1942 roku, wzmocniony i podbudowany udaną ucieczką z transportu do Oświęcimia, Marian Cwynar - były harcerz, złożył przysięgę i został członkiem AK. o pseudonimie "Zawalony". Nazwa wzięła się z tego, że kiedyś, dziadkowi wujka zawalił się kawałek domu. Jako strzelec dostał przydział do I Batalionu - Obwód Brzozów - Placówka Orzechówka 2 PSP - AK. Otrzymał także broń, którą członkowie AK mieli w posiadaniu z akcji bojowych, zrzutów czy własnej roboty. Będąc uzbrojonym w broń, pilnie brał udział w szkoleniach strzeleckich i wojskowych w lasach Orzechówki. Poza szkoleniami również ćwiczył, strzelając do wron zlatujących się gromadami. "Zawalony" cały czas utrzymywał łączność z Domaradzem - Adamem Jarą, pseudonim "Topór", oraz kapitanem Woźniakiem z Malinówki - pseudonim "Brzeszcz". Członkowie AK z Orzechówki w suchych schowkach przechowywali broń z 1939 roku, wydobytą w Jasionowie i byli gotowi w każdej chwili do każdej akcji, która pomogła by w walce z wrogiem. W kwietniu 1944 roku, Marian wziął udział w obstawie pola zrzutowego we wsi Golcowa - Nowiny. Po udanej akcji przejęcia broni, ubezpieczał jej transport do magazynów w Orzechówce, którymi opiekował się Aleksander Kwolek. Z Golcowej do Orzechówki droga była daleka, trudna i niebezpieczna, gdyż prowadziła przez lasy i sąsiednie wioski. Niemcy mogli ich zaatakować w każdym momencie. Jednak odwaga i wola walki były silniejsze niż strach przed śmiercią. Za ojczyznę byli gotowi nawet zginąć. Warto też wspomnieć o zorganizowanej, udanej akcji AK na Niemców, którzy jechali ciężarówką od strony Jasienicy Rosielnej w kierunku Krosna. Powodzeniem zakończyło się też zestrzelenie niemieckiego samolotu na "Równiach". Tak na marginesie, później części z tego samolotu okazały się dla mieszkańców wioski, cennym materiałem do wyrabiania różnych rzeczy używanych w domu. Marian z bratem Władkiem zrobili na przykład pokrywki do garnków. Poza akcjami organizowanymi przez AK, w których Marian zawsze brał udział, czasami wraz z kolegami działali na własną rękę. Zbierali puste łuski po nabojach z których robili nową amunicję. Pewnego razu wujek z bratem Władkiem wymyślili, że sami rozprawią się z Niemcami, którzy podobno mieli jechać drogą przez "buka" (tak nazywa się miejsce w lesie, na pobliskich wzgórzach, gdzie rósł masywny buk). Oprócz woli walki, potrzebne jest odpowiednie uzbrojenie, a oni mieli po jednym pistoleciku i kilka nabojów. Dotarli na miejsce, skryli się za drzewami i czekali. Rzeczywiście po jakimś czasie niemiecka ciężarówka wyłoniła się zza drzew, więc niewiele myśląc chłopaki oddali pojedyncze strzały w stronę wroga. Niemcy uzbrojeni "po zęby" posłali serię z ciężarówki i tylko dzięki zręczności skoczyli w las i cudem uszli z życiem. Wybrali się na tę akcję trochę nieodpowiedzialnie, jednak chęć walki z wrogiem była silniejsza. Po części takie zachowanie było efektem tego, że Marian był w szkole harcerzem oraz nauczyciele uczyli w duchu patriotyzmu i miłości do ojczyzny. Oprócz akcji zbrojnych, ważną rolę odgrywało rozprowadzanie prasy podziemnej. To właśnie wujek, między innymi zajmował się jej kolportażem. Roznosił gazety wojenne na terenie rodzinnej Orzechówki oraz odległej o 3km Malinówki, do której musiał iść ścieżkami leśnymi. Były to nielegalnie wydawane gazety: "WALKA", pochodząca z Warszawy oraz "SŁOWO POLSKIE", redagowane we Lwowie. W Orzechówce walka z wrogiem, to pojedyncze akcje, organizowane przez członków AK. Na szczęście front na szczęście nigdy tu nie dotarł, chociaż było blisko. Niemcy zajęli sąsiednie wioski i na pobliskich wzgórzach ustawili już nawet broń. Mieszkańcy Orzechówki przygotowali się nawet na przyjęcie najeźdźcy, robiąc wykopy w polach na tzw. "przetrznicy". Jednak Niemcy zmienili plany i się wycofali. Swoją działalność w Armii Krajowej wujek Marian zakończył we wrześniu 1944 roku.
Niedługo wojna się skończyła, Niemcy odeszli, ale los akowców nadal był niepewny. Zawisło nad nimi zagrożenie ze strony rządu komunistycznego, przez który byli represjonowani. Chłopaki musieli być czujni i mieć "oczy otwarte". Pewnej niedzieli, wojsko zorganizowało w Orzechówce akcję na byłych członków AK. Była późna wiosna, po mszy św. Młodzież stała na drodze, koło rodziny Leśniaków, niczego się nie spodziewając. W grupie tej był również wujek Marian. Od dołu szli jacyś podejrzani osobnicy, którzy nagle skręcili w prawo za domy, by za chwilę znienacka zaatakować roześmianych chłopaków. Nagle wybiegli zza domu rodziny Myrty Marian i kolega Piotrek Sabik, którzy byli na czarnej liście komunistów, z racji członkostwa w AK, rzucili się natychmiast do ucieczki. Obok rodziny Leśniaków był dom ciotek wujka, za którym stała kuźnia dziadka. Niewiele myśląc, z całym impetem wpadli między kuźnię a patyki, które ciotki miały tam poskładane. Za kuźnią rosły ziemniaki, a dalej zboże Leona Myrty i to w tamtym kierunku uciekał Piotrek Sabik, do którego żołnierze zaczęli strzelać. Bardzo go poranili, dostał osiem kul. Próbowali znaleźć wujka Mariana, ale nie bardzo wiedzieli co się z nim stało, bo byli zajęci Piotrem. Marian natomiast rzucił się w stertę chrustu, ale wystawały mu nogi. Wówczas ciocia Aniela, nazywana "Lelą", sprytnie zakryła mu je patykami i w ten sposób uszedł z życiem. Długo szukali Mariana po polach, ale bezskutecznie. Ciężko rannego Piotra Sabika, jeszcze dotkliwie pobili i myśląc że nie żyje, zmasakrowanego zostawili. Na szczęście dobrzy ludzie pomogli i przeżył. Jeszcze długo los wujka był niepewny. Dopiero po ogłoszeniu amnestii w 1947 roku zdał broń, którą cały czas miał w domu, i mógł poczuć się w miarę bezpiecznie. Ponieważ wujek był wprawnym szewcem, po wojnie zdał egzamin czeladniczy i razem z kolegami wyjechał do Wrocławia, gdzie do końca życia mieszkał z rodziną. Podczas wyrabiania dowodu osobistego, urzędniczka pomyliła się i zamiast wpisać nazwisko Cwynar, wpisała Cwenar. Do końca życia tak już zostało. Dnia 27 października 1998 został odznaczony Krzyżem Armii Krajowej. Przez wszystkie lata pobytu we Wrocławiu, pracował w zawodzie szewca. Codziennie na nogach przemierzał drogę do swojego ukochanego zakładu, który mieścił się na ulicy Mierniczej. Na emeryturę przeszedł w 1986 roku, mając 63 lata. Miłość do przyrody i zwierząt pozostała do końca. W wolnym czasie, aby się wyciszyć i odpocząć od zgiełku miasta, wyjeżdżał nad Odrę łowić ryby. W zaciszu mieszkania bardzo dużo rysował, a najczęstszym tematem jego rysunków były ukochane zwierzęta. Nigdy nie zapomniał o Orzechówce. Co roku przyjeżdżał na wakacjach w swe rodzinne strony, gdzie chętnie pomagał przy żniwach. Wieczorami po skończonej robocie, gdy wszyscy ze smakiem zjedli ziemniaki ze zsiadłym mlekiem, opowiadał o przeżyciach z czasów wojny. Robił to z ogromnym zaangażowaniem co sprawiało, że zawsze miał wielu słuchaczy starszych czy dzieci, którzy długo w noc słuchali jego opowieści. Od jego wspaniałej osoby biło ciepło, radość i optymizm. Mimo wielu trudności, które pojawiły się na jego życiowej drodze nie narzekał, ale z uśmiechem szedł przez życie.
Marian Cwenar zmarł 4 kwietnia 2003 roku. Miał 80 lat.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Powyższa praca stanowi efekt i część podsumowainia udziału uczennic Zespołu Szkół Ogólkształacących w Brzozowie - Julii i Aleksandry Cwynar w X edycji projektu "Kamienie Pamięci - Hacerze Niepodległej" organizowanego przez Oddziałowe Biuro Edukacji Narodowej IPN w Katowicach. Jego celem jest upamiętnienie hacerzy zaangażowanych w walkę o niepodległość Polski m.in. w latach II wojny światowej. Julia i Aleksandra zebrały materiały i wspomnienia żyjących członków rodziny Mariana Cwynara ps. "Zawalony" oraz przygotowały prezentację-film będące również załącznikiem do niniejszej pracy - a będący ilustracją opowieści o bohaterze projektu. Niniejsza publikacja stanowi również element popularyzacji barwnego życia Marian Cwynara w lokalnej społeczności. (opiekun projektu: Michał Wolak - nauczyciel ZSO w Brzozoie).
Media
Galeria
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
- Powiększ Powiększ
https://brzozowiana.pl/dynow/item/4652-marian-cwynar-cichy-bohater-kamienie-pamieci-2019.html#sigProGalleriad384e3683d