Maślane pączki z pieczątką
- Napisał Admin
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Tłusty czwartek odkąd pamiętam pachniał pączkami... mama smażyła je z ogromnym namaszczeniem... stosowała różne triki by lepiej się wypiekły, były aromatyczne i koniecznie miały jasny pasek na środku... co roku przed przystąpieniem do wypieku było wertowanie starych przepisów i analiza zasobów typu olej, drożdże, marmolada, spirytus itd... Bo jak nie było oleju to wchodził smalec, A jak nie było marmolady to dżem ze spiżarni... czasy były jakie były... Ale pączki musiały być ... Przyszedł czas kiedy sama chciałam stanąć w szranki i usmażyć pączki.. chyba nie wiedziałam do końca na co się porywam, zwłaszcza, że moim asystentem był 3-letni synek... Wyszukałam przepis na Internecie na Pączki maślane... Wykwintne, lekkie, puszyste i złote... I o takie mi chodziło... Wszystkie produkty przyniosłam do kuchni, żeby złapały pokojową temperaturę i zaczęłam przygotowywać rozczyn... podgrzałam mleko, dodałam drożdże, cukier i mąkę... I się zaczęło... mój mały asystent na widok mąki wpadał w kulinarny amok...
- Będę Makłowicem, Będę Makłowicem... Ja chce gotować... gdzie moje liru, liru buum - Szymonek szukał radełka do ciasta.
Radełka Szymonek nie znalazł ale wpadły mu w ręce resoraki... i bach...resoraki już zanurkowały w mące... I drifty...mąka leciała na prawo, na lewo... I tak w oka mgnieniu Szymon był w mące od stóp do głów...
- Nie rób tak, wysypałeś mi pół mąki na siebie... tylko ci się oczy świecą. Makłowicz tak nie gotuje - zaczęłam lamentować...
- Daj mu radełko bo szukał - odezwała się babcia, która dość sceptycznie podchodziła do mojego pomysłu smażenia pączków przy Szymku...
- Mowiłam, że to będziesz miała kompana i nie dasz se rady sama... wroci mama z imienin to we dwie co innego...
- Już rozrobiłam drożdże, za późno... jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B... wszystko gotowe - zameldowałam babci...
- Dej mu fartuszek i niech się bawi...- poleciła babcia...
- Szymek jest już cały w mące ... pojedździł autami w misce z mąką, rozrzucił ją po podłodze a teraz w niej "pływa"...
Rozczyn rósł w ciepełku nad bradrurą, A ja szykowałam kolejne produkty: 8 żółtek, kostka masła roztopiona, kg mąki, pół szklanki cukru, pół litry mleka... żółtka utarłam z cukrem, mleko podgrzałam ...
- Tylko nie przegrzej mlyka bo zaparzysz ciasto , dej szczypte soli bo będzie bez smaku - babcia dyrygowała...
A Szymon w najlepsze pławił się w rozsypanej mące... trudno, jakoś go później może domyję - pomyślałam.
Rozczyn wyrósł i przyszedł czas na zamieszanie ciasta... wsypałam do mleka szczyptę soli, żółtka z cukrem i część mąki...
- Nie syp na raz całej mąki - babcia czuwała ...
-Tak, tak babciu...
- Ja chce sypać, ja ... będę dodawał..będę miesał - zainteresował się Szymon...
- To mieszaj , raz, dwa... I teraz mama ...
- ja chcę jeszcze... Ja... - Szymon się coraz bardziej angażował...
- Jak tak się tam będziesz bawić z tym ciastem to ostygnie i nic z niego nie sprowadzisz- zwróciła uwagę babcia...
- Szymciu, a gdzie autka -zagadywałam pomocnika... Przynieś mamie liru, gdzie to liru buum?... Szymon na chwilę odstąpił wsypywania i mieszania i pobiegł do szuflady szukać radełka...Chwila spokoju, więc szybko dosypywałam mąki, tak aby ciasto miało odpowiednią gęstość i wyrabiałam do gładkości... Przyszedł czas na dodanie masła... wlewałam po trochę i wyrabiałam...
- Chce pić - Szymon przypomniał o sobie.
- Mama teraz nie może. .. patrz jakie mam ręce. ..
- Choć tu do mnie to ci zaśpiwom - babcia chciała pomóc jak mogła... " Pasała wołki na Bukowinie, wzieła ze sobą skrzypki jedyne" zaintonowała, a Szymon pobiegł słuchać.
Jeszcze tylko dodałam aromat waniliowy, spirytus i ciasto było wyrobione... uffff... wydawało mi się że jestem "w domu"... odstawiłam garnek z ciastem nad bradrurę, przykryłam ściereczką i zajęłam się podgrzaniem oleju. Jednym z trików mojej mamy było wrzucenie surowego ziemniaka przed smażeniem pączków więc i ja tak zrobiłam... Szymon już znudził się śpiewaniem i czekał z radełkiem na ciasto, żeby go kroić...
- Będę smażył, chce placek- niecierpliwił się Szymon...
- Mama ci zaraz da - uspokajała atmosferę babcia.... Ale Szymon czekał uparcie i jak tylko wysypałam ciasto na stolnicę wpiął radełko żeby sobie odkroić co nieco ciasta...
- Dej mu ciasta na deske do krojenia to odstąpił, tylko żeby surowego nie jadł bo mu zaszkodzi...
-Szymon, nie jemy ciasta... popatrz jak mama wałkuje ... A teraz wykrawamy ...
Wykroiłam okrąglutkie krążki , odłożyłam na ściereczkę by wyrosły...chciałam przynieść ściereczkę żeby przykryć... odwróciłam się A tu ... Szymon wbija palec w rosnące pączki...
- Nie rób tak!!! Nie wolno!!! - krzyknęłam...
- Ja piecętuję... - odpowiedział w najlepsze Szymuś...
- co?? Nie psuj pączków bo nie urosną ...
tłumaczyłam.
-Psybijam piecątki na packach ... zaszczybiotał mały Makłowicz...
- Ta odsuń stół od kanapy to nie dostanie... Ty tak samo robiłaś jak byłaś mała ... Mama musiała stol zawsze odsuwać bo każdy pączek miał dziurę po palcu... przypomniała babcia... że to się tak wda...
Odsunęłam stół, Ale problem pieczątek nie zniknął bo Szymon nie dał za wygraną. Tyle podskakiwał przy stole, że aż dostawał do kolejnych pączków... pieczątki miały prawie wszystkie... myślałam że to był największy problem, ale nie przewidziałam że " operacja pączek" wchodzi w najgorszą fazę, czyli smażenie... Ziemniak się obsmażył co znaczy że można wrzucać... pach, pach, pach... pączusie żwawo się obsmażały...
- Przykryj pokrywką - babcia czuwała nad procesem ... niech się dobrze wysmażą, żeby zakalca nie było...
Przykryłam, A po chwili w garnku zaczęło bulgotać i syczeć... piana się rozlała aż na palnik...
- Babciu, czemu mi tak kipi??? O co chodzi? Mamie tak nie kipiało nigdy...
- A co dałaś do pączków? Olej czy margaryne?
- To co w przepisie ... masło... odpowiedziałem
- no to masz.. masło z olejem się nie zgodzi i tak kipi... zmniejsz ogień żeby się tłuszcz nie zapalił...
- Chce zobacyć , chce zucać... Szymon żywo zainteresował się garnkiem z kipielą...
- Nie wolno... to jest siii... idź do babci... Babcia ci coś pokaże...
- Co to za przepis, kto to widziol takie głupoty... gdzie Ty to wyczytała taki przepis??? - dopytywała babcia...
- Na Internecie...
- Tyż mi głupota, co to za Internet? Nima to jak zeszyt i stare przepisy. Krytykowała babcia. Kiedyś ta Interneta nie było i się wszystko robiło... nic to mądrego, swoim rozumiem trza się kierować. Jak to mówią: "słuchaj brata górnego, dolnego, A najlepiej rozumu swego".
Zmęczyłam jakoś to smażenie... kipiący tłuszcz, pomocnik i popieczętowane pączki... co za ulga jak skończyłam i nikt nie ucierpiał... Maślane pączkami mimo, że z pieczątką wyszły pyszne... A ja dostałem rodzicielską lekcję...oj długo po tym nie zabierałam się sam na sam z asystentem za tak skomplikowane kulinarne operacje... A co do Internetu babcia miała rację... trzeba mieć swój rozum...
Życzę wszystkim wykwintnych pączków i wiele radości i wspomnień. Smacznego‼
Alicja
Galeria
https://brzozowiana.pl/inne/item/7482-maslane-paczki-z-pieczatka.html#sigProGalleriaf6e56ff1f3