Pasja, zawód czy igranie z losem…
- Napisał Admin
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
„Z bliższego i dalszego świata” piszą mieszkańcy regionu
„Oblatywacze” to potoczne określenie jakiego używa się do pilotów wykonujących loty na prototypach konstrukcji lotniczych, oraz loty na sprzęcie jaki przeszedł przegląd okresowy lub remont. Bardziej właściwym określeniem jest: piloci doświadczalni.
Czy droga do takiego latania należy do łatwych? Wymagana jest zazwyczaj pierwsza klasa pilotażu w danej specjalności, latanie na kilkunastu typach statków powietrznych, odpowiednia ilość godzin spędzonych w powietrzu za sterami wyżej wymienionych typów (w 1997 roku ilość wymaganych godzin jako dowódca wynosiła 500 godzin). I kiedy to mamy już za sobą trzeba odbyć specjalistyczny kurs teoretyczny zakończony szkoleniem praktycznym w powietrzu pod okiem pilota doświadczalnego pierwszej klasy i pozostaje jeszcze egzamin przed Państwową Lotniczą Komisją Egzaminacyjną.
Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że w naszej aktualnej rzeczywistości produkcja lotnicza praktycznie nie istnieje, na przeglądy i remonty sprzętu w aeroklubach brakuje pieniędzy, a co za tym idzie takie kursy organizowane są niezbyt często. Natomiast kiedy do takiego kursu dojdzie jest okazja między innymi zobaczyć jak wygląda ta „szara” strona lotnictwa na deskach kreślarskich konstruktorów. Takie kursy organizowane są przez Instytut Lotnictwa w Warszawie. W 1997 roku byłem uczestnikiem takiego kursu. Była to też niepowtarzalna okazja spotkania osób, które tworzyły przez lata historię Polskiego Lotnictwa. Zajęcia na kursie prowadzone były miedzy innymi przez takie autorytety jak prof. Maryniak, dr Sandauer czy Ludwika Natkańca, autora kilku rekordów świata jakie pobił na samolocie TS-8 Bies na którym wyszkoliły się rzesze pilotów wojskowych i cywilnych. W czasie takich zajęć okazywało się nagle, że problemy związane z mechaniką lotu i podobnymi przedmiotami wcale nie są takie trudne, mimo, że to cały czas liczenie i matematyka!
I kiedy to wszystko się skończyło wpisem do licencji pilota, zaczęła się ta właściwa „zabawa”. Tyle tylko, że to już nie jest zabawa…
Każdy kto jest pilotem zawodowym lub instruktorem pierwszej klasy ma prawo (czasem jest to obowiązek w pracy) oblatać samolot lub szybowiec który przeszedł tak zwany przegląd wynikający z wylatanej ilości godzin, natomiast obloty po remontach i przeglądach wynikających z poważniejszych przesłanek wykonuje pilot doświadczalny. Zawsze przed takim lotem pojawia się przynajmniej kilka pytań, kto wcześniej wykonywał loty na tym statku powietrznym? Jakie ma ograniczenia po remoncie? Jakie „niespodzianki” mogą wystąpić w czasie oblotu? Często sama książka płatowca jest skarbnicą wiedzy o nim samym. Bywa i tak, że mamy do czynienia z prototypowym egzemplarzem, jest to dodatkowa „atrakcja” prototyp zawsze jest inny niż seryjny egzemplarz. Miałem okazję oblatywać taką prototypową Cobre-15, którą znalazł mój były uczeń-pilot, kupił ją, zapłacił za jej remont w LZN-Krosno i przywrócił ją do latania. A później kiedy już „grę wstępną” mamy za sobą pozostaje zasiąść za sterami po wcześniejszym dokładnym sprawdzeniu przedlotowym wszystkich elementów statku powietrznego. No i już zostaje „tylko” samo zadanie oblotu: działanie sterów, prędkość minimalna-maksymalna, sprawność przyrządów, dopuszczalne manewry. Kiedy mamy to już zaliczone i wylądujemy pozostaje tylko napisać protokół z oblotu i oddajemy sprawny sprzęt w ręce użytkownika. Czasem pojawiają się „drobne emocje" w czasie lotu, słychać to w nagraniu naszych uwag na dyktafonie który mamy ze sobą w czasie oblotu, lub kiedy sobie przypominamy cały lot i staramy się wyciągać wnioski na przyszłość. Czasem pojawia się (przeważnie przed startem) pytanie: co ja tutaj robię? Po co mi to nadstawianie głowy? A później jest już tylko zaplanowane zadanie lotu, program który trzeba zrealizować w czasie oblotu i na sam koniec wpis w protokół: zdatny do lotu zgodnie z instrukcją użytkowania w locie. I zawsze po udanym lądowaniu pewna ulga, zadowolenie z dobrze wykonanej pracy. Wykonuje się te loty w różnych porach roku. Jest wówczas okazja zobaczyć świat w innym wydaniu. Miałem taką okazję 31.12.1999 roku, to był oblot szybowca Bocian, to był ostatni mój lot w ubiegłym stuleciu. Czasem tą „sielankę” zakłóca wiadomość, że Ci których znaliśmy, a zajmują się podobną profesją już nigdy nie polecą na kolejne zadanie... Chwila zadumy nad kruchością człowieka i życie musi toczyć się dalej. Pozostaje pamięć o tych co odeszli i nikt nie myśli wówczas, że może mi się coś nie udać. Myślę, że bardzo dobrze ujął to Stanisław Lem w swojej powieści Obłok Magellana w rozdziale zatytułowanym: Pilot Ameta. Wspomniany Ameta odpowiada na pytanie: „Dlaczego jestem pilotem? Niektórzy uważają, że to zawód odmienny od wszystkich, że jestem niby graczem. Nie jestem ani graczem, ani nawet głupcem, żyję jak inni: tylko może mocniej…”
dr Ireneusz Materniak
Galeria
https://brzozowiana.pl/publicystyka/item/5924-pasja-zawod-czy-igranie-z-losem.html#sigProGalleriaa02550da11