poprzez chwilę Świat zsunął się w zamyślenie spłoszony huraganowym epilogiem zawartym w osiodłanej chmurze pełzającej w rynnie wypełnionej strumieniami krwi tuli w nagich ramionach ocalałe resztki egzystencji nie oglądając się w głąb siebie
Na poszukiwawczym szlaku wartości przemijających nazbyt szybko wyłaniają się wewnętrzne pytania które zazwyczaj są odnajdowane w spóźnionej odpowiedzi.
Śnią się czasem miejsca wciąż nietknięte Sercem gdzie można rozpoznać wzrok bliźniego z bliska i pośrodku nocy zbliżyć lata świetlne żeby móc bez reszty Dzień rozbudzić w sobie...
smutny dzień schodzi do nocy jak krzyż na skrzyżowaniu dróg po których sznury szubienic przywalane głazem rodzą namiętnie pajęcze trumny zawisłe w bezdennym szlochu żebrzących o akt zmartwychwstania niedosięgalnych sumień schronionych pod maskami kretowisk usypanych przez celibat piekła ...
wytarta noc brązowiejąc w srebrze uklękła w popiele przewlekając ku głębi czarną nić z zamiarem wskrzeszenia w zastygniętej świecy potencjalność ciepła
głód snu niecierpliwie w noc brwi ołowianych dźwiga w łzach pragnienia wyparte w powiekach z mrocznych wypasów para rzęs rozwianych strąca zuchwale na stos pot nadziei wielością spojrzeń pomarszczone oczy jak ciche chmury nad mgieł rozmarzone wschodzą przelewem spod kotwicznych źrenic w wezbraniu ognisk ockniętych z nicości.